AAD is a Digital Copy Of
The Master Tape
UWAGA!!! PŁYTA NAGRANA Z PEŁNĄ DYNAMIKĄ DŹWIĘKU! JEJ ODSŁUCH NALEŻY ROZPOCZĄĆ OD MNIEJSZEGO NIŻ ZWYKLE POZIOMU WYSTEROWANIA WZMACNIACZA!
Męski głos…
Idealny do… kłamstw i obietnic bez pokrycia.
W sugestii i perswazji – niezastąpiony i niedościgniony. Jego moc sprawcza wprost… onieśmiela.
Facet potrafi tak słodko łgać, tak rozbrajająco zapewniać, zaklinać, przyrzekać… Kiedy winny - mięknie i jak kisiel, przykleja się do uszu, gdy zaklina, że to był ostatni raz, że już nigdy więcej… że to nie tak, jak myślisz…
Kobiece ucho…
Przecież to oczywiste, że Obywatel Stwórca (ach, ta męska solidarność) podzielił nas na Audiofili i – co najwyżej – Melomanki. Ucho kobiety jest tak skonstruowane, że przyjmie za twardą walutę i diamenty każde męskie szalbierstwo. Uczuciowe, oczywiście.
W praktyce wygląda to z reguły tak, że Melomanka stoi z założonymi rękoma, a Audiofil w pozie cokolwiek mentalno-ischiasowej wpuszcza Melomance w ucho swoje kantylenowe kłamstewka. Hm... Ciekawe, kto Obywatelowi Stwórcy taki właśnie model relacji damsko-męskich podpowiedział? No bo nie sądzę, żeby to tak samo z siebie, z autopsji… !? Czyżby Jego Stwórczość też była, ze tak się wyrażę, naturą audiofilską? Kurczę, co ja gadam? Z drugiej trony – ciekawe, jakie też na tej niebiańskiej liście niedoróbki zostały wypisane? Ale – zapewniam – zostaną naprawione, wkrótce, jak tylko…
Więc – męskie głosy… Gejzery i strumienie obłudy, potoki fałszu, hipokryzji i zakłamania. Obleczone w kształt piosenki – działają jak silny afrodyzjak. Co ja mówię – jak opium i narkotyk ze skruszonego meteorytu! Wszak to on w ogniu i nieludzkim pędzie przebił się przez wszystkie bariery atmosfery i legł na łonie. Ziemskim. Im bardziej nieporadny, kostropaty, ocierający się o zawodzenie czy skrzyczenie – tym receptory litości i współczucia jak szalone tłoczą znieczulającą wodę utlenioną na świeżą ranę kobiecej potrzeby władztwa i przywództwa. Niektórzy wręcz radzą: przewróć się, walnij łbem w ścianę czołem uprzednio nasmarowanym oleje, rzepakowym, by ślad lśniąco-wilgotny na niej pozostał (rzuć od niechcenia, ze to płyn mózgowo-rdzeniowy). Możesz też wyciągną z jednej strony koszulę ze spodni, zmierzw te trzy włosy na odpornej na wszystko łysienie. Stań w pozie pokurczej, właśnie, jak oskubany kurczak z wychowu własnego. Jeśli od razu się Ona nie rozpłacze i falą współczucia nie zaleje krateru zionącego gniewem, to bez wątpienia nie rzuci w ciebie spodeczkiem od zastawy czy zmiotką co na szufelkę nawiała właśnie błoto, któreś przywlekł ze dwora.
Tako rzeczę i ja. A rzeczę co wiem i wiem, co rzeczę.
Każdy mężczyzna tylko to jedno ma na myśli. I jedną ma tylko broń i oręż – słodkie, małe kłamstewka.
Tak, tak, zamontuję, oczywiście, że wyniosę, ale czy mówiłem, że nie naprawię? Ja dla ciebie wszystko, a nawet więcej. Tylko niech się tego więcej zbierze, to wtedy za jednym zamachem, ciach – trach – prach i będziesz wszystko miała. A jak tak będę po jednym, to nawet nie zauważysz, jak wiele ode mnie zależy i co w sumie mi zawdzięczasz!!!!
Mistrzowie w tej dziedzinie wyśpiewują swoje niecnotliwości kwieciście i szerokopasmowo, z pełną dynamiką i nieograniczonym pasmem przenoszenia. Inni – utrwalają te hymny cwianiacystyczne z iście mistrzowskim kunsztem oraz znawstwem przedmiotu. Inkrustują triolkami i sonicznymi bąkami z malinką w bitej śmietanie.
I wydają na płycie takiej jak ta.
Pozycja - w domowej apteczne – OBOWIĄZKOWA.
Jeśli zabraknie nam-Wam konceptu, pomysłu, oryginalnej wymówki – włączcie tę płytę. A Ona od razu przybierze tę swoją pozę, nawet lewa stopa zacznie jej lekko rytm wybijać. Przy trzecim utworze, weźmie głęboki wdech, machnie ręką rzucając w pustkę to oczywiste stwierdzenie, że: nie ma czasu na takie bzdury, bo ma tyle roboty…
Oczywiście, z instynktem samozachowawczym, skrzywimy twarz w grymasie współczucia, i spokojnie zaczekamy, aż wróci do swoich krzątaninek… Ale w jak odmienionym usposobieniu, bez złości, a nawet z poczuciem lekko melancholijno-pogodnym…
I to co było do osiągnięcia, stało się faktem. Oto cud przemiany jedynej w swoim rodzaju – z naszego łamagarstwa uczynić cnotę. Z dumą będziemy mogli wówczas zanucić: we are the champions!
******
Zapraszamy
Czy w naszej cywilizacji było, jest lub będzie coś bardziej tajemniczego nad… sekrety Dalekiego Wschodu?
Nasz zachwyt, zdumienie i ciekawość, obleczona swego czasu w ideę orientalizmu – nie słabnie, także w tak specyficznej dziedzinie życia jaką jest marzenie o utrwaleniu, a potem odtworzeniu z wiernością równą oryginałowi – ludzkiego głosu, dźwięków natury, muzyki wykonanej na najwspanialszych instrumentach.
Śmiem twierdzić, że na te cele wydaliśmy już tyle pieniędzy ile na zbrojenia czy ekspansję kosmosu.
I o ile w dwóch pierwszych dziedzinach skłonni jesteśmy działać w miarę racjonalnie – to na polu audiofilizmu nie zawahamy się zatańczyć kujawiaka na polu minowym, byle tylko huk był z właściwym basem, niezbyt dudniący, a wysokie tony nie powinny syczeć ponad tak typowy dla naś świst pojawiający się w strefie lewej górnej trójki i lekko trącącej próchnicą czwórki. Ale tylko w chwilach podniecenia!
Idealne „walnięcie” – oto niedościgniony cel milionów ludzi wrażliwych na efekty dźwiękowe otaczającego nas świata.
**********
Swoją drogą… Zastanawiałem się nie tak dawno nad zorganizowaniem pewnej imprezy o zasięgu globalnym. Jednym z jej elementów miałby być konkurs na najpiękniejszy dźwięk naturalny, wydawany przez człowieka. Regulamin nie ogranicza ani sposobu wydawania dźwięku, ani też jakichkolwiek jego cech. W pierwszej edycji zaplanowałem turniej walenia głową w/o ścianę. Aplikować mieli zarówno posiadacze audiofilskich głów jak i studia nagraniowe, które potrafiłyby zarejestrować ten ekstremalny spektakl dźwiękowy. Kiedy ochłonąłem po osiągnieciu poziomu doskonałości intelektualnej, a bruzda geniuszu, która przeorała moje czoło zaczynała niczym wiosenna tęcza blednąć… pojawiła się myśl: ale co tu właściwie ma być przedmiotem owej prezentacji? Dźwięk ściany przyjmującej cios czy huk w głowie w tę ścianę walącą?
Czy mikrofony ustawić przed, w, czy za ścianą? A co z mikrofonami rejestrującymi dźwięki wywołane waleniem głową o mur?
Zatelefonowałem do zaprzyjaźnionego neurochirurga.
- Świetny pomysł – wpuszczę im mikrofony bezprzewodowe, dźwięk odbierzemy po bluethoocie.
Wyobraźnia medyka weszła w fazę nadaktywną. Skoro mikrofon to może i kamerę udałoby się dodać? No, ale jak tu zrezygnować z małego drona? W ten sposób będziemy mogli rejestrować odgłosy walenia w całym łbie każdego zawodnika!
Neurochirurdzy wolni są od wszelkich przypadłości, towarzyszących ich pacjentom. Pomyślałem tak, patrząc jak mój znajomy przymrużył powieki, a palce dyskretnie symulowały ruchy typowe dla pilotowania drona z poziomu sterownika.
- A co, jeśli odezwie się głos sumienia takiego audiofila akurat w trakcie zmagań konkursowych? Zakłóci cały pzrekaz!
- Zabijemy go – niskim, przez zęby syczącym głosem powiedział mój mistrz lancetu i wiertła do trepanacji. – Dron może mieć na pokładzie różne ładunki. I paralizatory.
- Ale jak źle obliczysz moc ładunku, możesz uszkodzić konkursowy łeb. A jak pojawi się jakiś rykoszet, to odłamek skroni czy kości potylicznej może zrobić krzywdę publiczności!
- To włożymy mu hełm – ripostował medyk.
- Chełm może rezonować, zasłonić naturalny basreflex..
- Czepiasz się – wyczułem w głosie neurolityka lekką irytację. – Mogę każdemu nalać do łba ze dwa litry płynu borygo, zakitować uszy, za tamponować nos, a w buzię włożyć dwa zbuczałe jajka. Bez obawy, nie zgryzie ich. W ten sposób we łbie nie powstanie najmniejsza fala rezonansowa…
- … a oczy?
Po co ja to powiedziałem.
Neuruś podniósł się z krzesła, otrzepał z pooperacyjnych resztek swój chirurgiczny fartuch.
- Fakt… - i lekko ruszył w moją stronę.
****
Za oknem noc przeszłą w dzień, ten ustąpił miejsce kolejnej nocy, a my dyskutowaliśmy, rozważaliśmy, doskonaliliśmy mój pomysł. Z każdym dniem staje się coraz lepszy. Ale wizja, ze może być wręcz doskonały – powstrzymuje mnie od ogłuszenia go światu na obecnym, w końcu – przejściowym – etapie.
****
Nie inaczej - fachowcy od dźwięku doskonałego. Co kilka miesięcy burzą nasze wyobrażenia o granicy możliwości technicznych w rejestrowaniu bezstratnym muzyki i dźwięków naszej rzeczywistości.
Dziś taką nowością doskonałą, jest technologia opracowana w firmie ABC Int’l Records. Podstawą są nośniki wyprodukowane z wykorzystaniem materiałów ciekłokrystalicznych. To w odniesieniu do krążków CD. Ale podstawą jest, była i będzie – taśma magnetyczna, najlepszy ze znanych nośników zapisu analogowego. Tylko taśma pozwala na niemal doskonałe odwzorowanie zapisanych dźwięków z wiernością porównywalną z walorami tonów źródłowych.
Nie super cyfrowa produkcja, nie doskonale tłoczony winyl – tylko taśma!
W ABC Int’l Records magnetofon STUDER A80 odczytuje zapis z taśmy. Powstaje kopia AAD. Cyfrowa kopia źródła analogowego. Ten trafia do HHB CDR-830 – profesjonalnego duplikatora płyt CD-R - AAD Digital CD. Innymi słowy – otrzymujemy dysk, z którego zazwyczaj robi się matrycę do tłoczenia milionów kopii konsumenckich CD. Tych, które obarczone są wszystkimi błędami kolejnych etapów produkcji tejże płyty. Zamiast źródlanej – woda przegotowana, w najlepszym przypadku!
Płyty AAD Digital CD 1:1 są więc cyfrowymi kopiami taśmy-matki. Wolnymi od jakichkolwiek procesów edycyjnych, poprawczych czy uszlachetniających. Dostajemy do ręki to, co artysta wykonał w studiu lub na koncercie, technik zapisał na taśmie, a obaj, po odsłuchu materiału w wozie transmisyjnym czy studiu nagraniowym orzekli: tak, to nasza muzyka, nasza realizacja, dokładnie tak graliśmy, jak nasz kolega utrwalił na taśmie.
Wreszcie CD High Damping Coating. Technologia w ogólnym ujęciu znana od ćwierćwiecza, nieustanie doskonalona, wykorzystująca materiały o idealnej przejrzystości, a więc ciekłokrystaliczne. W płytach oferowanych przez ABC – zastosowano dodatkowo powłokę tłumiącą wszelkie fizyczne i elektroniczne, niepotrzebne artefakty. Po prostu – otrzymujemy – kopię taśmy-matki na płycie CD o rewelacyjnych walorach dźwiękowych w porównaniu z krążkami bazującymi na tworzywie poliwęglanowym.
****
I znów zatoczyliśmy kolejny krąg.
Co było odrzucone i sponiewierane (winyl, teraz taśma) - wraca w glorii i chwale.
I tylko ironia losu polega na tym, że ofiary naszej głupoty napędzanej cywilizacyjną próżnością, jak biblijny Józef, miast skarcić braci za sprzedanie go, nagradza nas znów pięknym dźwiękiem, wiernością przekazu, naturalnością brzmienia.