Rozdzierająca, odzierająca, pozostawiająca wielką... nadzieję
Wygrzebuję z pamięci:
"To jest głos Enigmy... W tej godzinie wybierzesz się w podróż do innego świata... Do świata muzyki, ducha i medytacji... Zgaś światło, weź głęboki oddech, zrelaksuj się... Start to move slowly... very slowly... Pozwól muzyce, by była twoim przewodnikiem..."
Od dwóch tygodni jestem pod wrażeniem tej płyty. Tak dalece odmiennej od muzyki, której słucham na codzień, od niepamiętnych czasów. Wręcz obrazoburczej, populistycznej i - wydawałoby się - całkowicie komercyjnej.
O wiele bardziej intrygowała mnie okładka tej płyty, jej kolor - pustynny, pozbawiony nadziei, a zarazem tchnący azylem i miejscem tajemnego przejścia / wyjścia w inne światy...
Kolejne odsłuchanie. Irytująca wada wymowy lektora, powielokroć powtarzana sekwencja, by zrozumieć, by wychwycić, by złapać nitkę sensu, która doprowadzi nas do istoty tej płyty - powodu, dla którego JEST.
I znów myśl - NIE, nie dajmy się zwieźć pozorom, tej sile rozumu, wciągającej nas w próbę racjonalizowania, odczytania, deszyfryzacji.
Nie.
Bo nie o to w tej muzyce idzie.
Nie!
Jakby rodem z Enigmy, z medytacji i transcendencji, z imperatywu wręcz uniesienia się ponad nasze codzienne sprawy, ponad otaczających nas ludzi, ponad kwestie dotyczące naszego środowiska, nacji, kontynentu - dzięki tej jednej płycie, niby pastylce ze zła i dobra całego naszego świata - na nowo porządkujemy naszą świadomość globalną, ba - odkrywamy ją i ze zdumieniem i wstydem zarazem przyznać musimy, jak niewiele, NIC wręcz, dla tego świata robimy!
Ta scena z Zorby... - Szefie, ależ wspaniała katastrofa!... I ten upiorny, mefistofeliczny śmiech starego Greka (jaka paralela!), który w starożytności ten nasz świat uporządkował, zbudował, dookreślił, wyidealizował i patrzy przez stulecia na jego, tego świata wspaniałą katastrofę!
Wstrząsająca płyta.
Ale na tyle tylko, na ile jesteśmy w stanie odczytać wszystkie, zawarte i ukryte w niej symbole. Jeden przejdzie przez tę godzinę, patrząc ze zdumieniem na znaki i symbole dźwiękowe, zupełnie nie rozumiejąc ich sensu i znaczenia. Inny - przedzierać się będzie przez ten labirynt haseł, zawołań i konstatacji. Dla kogoś będzie to zgrabna składanka, "collage" dźwięków, taka bryła geometryczno-cywilizacyjna o nazwie "wieloświat", a jeszcze dla kolejnego ta płyta stanie się wykładem "memento!", w którym być może nie usłyszy ani jednego dźwięku muzyki, tylko potok... muzycznych dźwięków.
I najtrudniejsze zadanie - fragmenty do odsłuchu. rezygnuję z tych strzępów wyrwanych z całości. Umieszczam jeden utwór, niemal w całości.
Wystarczy, by zdecydować czy tę płytę mieć czy też lepiej z niej zrezygnować...