Charakterystyka techniczna:
płaszcz zewnętrzny 18mm;
ilość żył: 7;
materiał: grafit / miedź / srebro połączone w procesie 4VRC999% AG ©.
maksymalna pojemność: 59 nf / Km
rezystancja przewodu: 11 Ohm / Km
rezystancja ekranu: 09 Ohm / Km
prędkość propagacji: 98,7%.
Charakterystyka techniczna:
płaszcz zewnętrzny 18mm;
ilość żył: 7;
materiał: grafit / miedź / srebro połączone w procesie 4VRC999% AG ©.
maksymalna pojemność: 59 nf / Km
rezystancja przewodu: 11 Ohm / Km
rezystancja ekranu: 09 Ohm / Km
prędkość propagacji: 98,7%.
czyli rzecz o początku świata dźwięku
Jestem mordercą. Albo – samobójcą. Nie, chyba jednak mordercą… No, ale tak bezkrytycznie nie mogę też całkowicie odrzucić wersji samobójczej… Dobrze. Zeznam, jak było, od początku, nie ukrywając niczego, co doprowadziło mnie do stanu dzisiejszego. Ale najpierw zastanówmy się. A właściwie to Państwo niech się zastanowią, czy będą osądzać mnie jako mordercę czy jako samobójcę? * * * Życie można odebrać na wiele sposobów: trucizna, sztylet, sznur, prąd elektryczny, wypadek samochodowy, skok z wieżowca, skok z mostu, niewykonanie po raz setny wydanego nam przez żonę polecenia, ukąszenie pająka (niekiedy na jedno wychodzi), przedawkowanie, roztargnienie. Niestety, można też stracić życie przez pomyłkę. Albo brak znajomości atlasu grzybów. Bardziej dociekliwych odsyłam do lektury dzieł Szekspira. Teraz morderstwo. Każdy film w tv podaje przynajmniej 100 sposobów. Znamy je, a w marzeniach sennych każdego z nich dopuściliśmy się przynajmniej kilka razy. Niektóre i wobec niektórych nawet z dozą pewnej satysfakcji, a przynajmniej w poczuciu dobrze spełnionego obywatelskiego obowiązku – po kilka razy. Ale żeby dla kabla albo z powodu kabla? Kabla głośnikowego i interkonektu – mówiąc precyzyjnie? I jeszcze jedna kategoria. Afekt. O ile w przypadku morderstwa może to być czynnik usprawiedliwiający lub wyjaśniający, to w kwestii samobójstwa – afekt audiofilski nie jest zjawiskiem dogłębnie znanym naszej kryminalistyce. Mam nadzieję, że opisywany przypadek zostanie doceniony jako wybitny wkład w poznanie ciemnych stron naszego jestestwa. Już, już, już tłumaczę, co się stało. Dostałem paczkę. Kurier już od jakiegoś czasu domyślał się, co przynosi do mnie, zawsze z innej części świata. Wolno dopełniał formalności, kazał nawet palcem podpisać się na mini tableciku i tą swoją cudowną, kresową polszczyzną, z uśmiechem i pogodą powiedział: - Zapowiada się panu dzień pełen wrażeń, jak mniemam. Życzę więc by nie przeminęły zbyt szybko, niczym Świtezianka w porannej mgle… Panie, żeb pan widział te jej sukienczynę, ten pląs, ten wdzięk. Taż cudo istne, nie kartofle! Mgle… le… le… To jest audiofilzm. Piękna barwa głosu, idealne wyczucie melodii, żelazna logika kadencji i antykadencji, i ten zaśpiew… Nawet głupoty przekazywane z dochowaniem takiej kultury słowa mogłyby pretendować do rangi poezji… No, już dobrze, już wracam do zbrodni, spokojnie! Jako dystrybutor mam niepisany obowiązek sprowadzenia każdego produktu mojego partnera. I nie cieszy mnie już specjalnie odkrywanie zawartości przesyłki, nie pocą się dłonie nerwowo rozsupłując sznurek czy rozrywając papier pakunkowy. Bo radość nowego cudeńka przesłaniać zaczyna stres – co ja im powiem? Jak zbałamucę, by zamówili, zapłacili i co najważniejsze – by wytrwali w słusznym i szlachetnym przekonaniu, że dokonali właściwego zakupu! I wzbogacili swój audiofilski sezam o kolejne precjoza. Czym kierują się polscy audiofile w komponowaniu swoich torów odsłuchowych – nie zgłębi Freud z Jungiem, nie odkryje Kopernik z Galileuszem, nie przetnie węzłów krepujących dostęp do tej tajemnicy miecz Damoklesa. A jeśli nawet komukolwiek uda się, w jego mniemaniu, odkryć motywacje polskiego audiofila, ten - przyciśnięty do muru – wytnie zazwyczaj takiego kujawiaka, że cała teoria w sen srebrny Salomei się zamieni. Polski audiofil bowiem robi z żelazną konsekwencją wszystko, by budować swój system odsłuchowy w sposób całkowicie nielogiczny. Im więcej w systemie elementów typu: każdy od innej sroki (wiadomo, że każda z nich swój ogon chwali), tym lepiej. Każdy komponent od innego producenta, a każdy z nich – bardziej od drugiego znany, legendarny. Siada taki audiofil w fotelu, mruży oczy a wyobraźnia niczym dym z lampy Aladyna przeobleka się w twór, jakiego geniusz Leonarda da Vinci nie byłby w stanie imaginować. Lewe koło od forda, silnik mercedesa, nadwozie alfa romeo, kierownica z subaru, siedzenia z malucha (ach, ten patriotyzm), dyferencjał z opla, reflektory – wartburga, półautomatyczna antena philipsa. Ja cię nie mogę – legenda goni legendę i tylko zapalnika SS cwanciś tu brakuje. No, piękne i niepowtarzalne. Roztańczone panny z Avignonu czy kobieta w czerwonym fotelu Picassa to przejawy twórczej wręcz nieporadności wobec konsekwencji i determinacji typowej dla polskiego audiofila – nic nie może pasować do siebie w sposób elektryczny czy soniczny. Nigdy, za żadną kasę! A wszystko z osobna musi być najlepsze! Siedzi ten audiofil przed swoją muzyczną wieżą Babel. Nic z niej nie rozumie, i niekiedy sam nawet się zdziwi, że to składankowe monstrum nawet gra. Ale, uchowaj Boże, nie jest w stanie orzec – jak gra? - Grać musi dobrze, bo mam najlepsze komponenty najlepszych producentów. Ok, ok, wracam do wątku. Nie zamierzam stać się nieoczekiwaną ofiarą audifilskiej braci, której wyobraźnię rozpaliłem na początku moim z ich świata odejściem. Więc wyciągam ten kabel. Kabel jak kabel. Niczym wyrwany ze snu wąż boa, nie bez oporu pozwala się rozciągać, ułożyć, nawet wpiąć do systemu. Kosztuje tyle, ile certyfikat na ponowne odkrycie Amazonki. A jak zagra? Pewnie trochę lepiej od innych, wszak kosztuje ‘miliony’. Może więcej niż trochę? Tylko jak ja to audiofilom przekażę? Każdy powie: ok, przyślij, wypróbuję, nie będę kupował kota w worku… O, o, o właśnie! Jeszcze jednego kota do twojego worka, chciałeś powiedzieć, kolego… A cały system odsłuchowy to niby co? Rasowa kolekcja rumaków czystej krwi arabskiej? To kociarnia dachowców, płotowców, podwórkowców, gniazdowych zbirów i nosicieli przesądów! I do tej menażerii miałbym ci pozwolić włączyć tę diamentową piękność, wyżarzoną po wielokroć w audiofilskim ogniu, w oparach grafitowych kadzideł, obsypaną drogocenną biżuterią z wtyków WBT lub Rhodium Carbon Fibre. 4VRC999% AG – tak producent zakodował nowy proces technologiczny kabli serii Genesis. Dobra nazwa. Bo dźwięk z tych kabli jest jak woda termalna. Czysty, przejrzysty, wolny od wszelkich cywilizacyjnych naleciałości. Przejrzystość – to określenie niczym mantra, przewija się we wszystkich recenzjach. Potwierdzam - nigdy wcześniej nie spotkałem okablowania tak dalece wpływającego na przejrzystość dźwięku w zakresie wszystkich częstotliwości. Każdy instrument jest widoczny, nic się tu nie zlewa, nic nie zachodzi i nie przykrywa. Plany, przestrzeń, oddech. Oszałamiające wrażenie. I szczęście dalece bardziej przewyższające stan, w którym Dobra Matka zgodziła się kupić mi pierwsze bitlesowski, z zadartymi nosami, ze srebrną klamrą z boku…. Za takie buty gotów byłbym wtedy wyrzec się wszelkich innych przyjemności świata… I w tej samej chwili zrozumiałem, że mój odwieczny problem polegający na rozmowach z melomanami, którzy wszystko muszą przetestować, pękł niczym bańka mydlana. Ja – po prostu - tych kabli żadnemu z was - nie sprzedam! Sam je sobie kupię. I niczym sułtan podczas całonocnych opowieści Szeherezady będę się pławić w dźwiękach dorównujących naturze. Żegnaj więc świecie audiofili i melomanów, malkontentów, testerów i oblatywaczy… I nie uronię za wami ani pół łzy, nie odbiorę telefonów z pytaniem czy płyty ‘sak’ można odtworzyć na gramofonie sprężynowym… Nie dam się wciągnąć w dyskusję, czy te głośniki zagrają lepiej z lampą czy przepaloną żarówką? Bo głośniki, dobre, muszą zagrać dobrze z każdym dobrym sprzętem, z jednej stajni, z jednego miotu, od jednej mamki… Muszą zagrać, jeśli połączymy je z systemem kablami lepszymi od tego systemu. Bo w żadnym innym fragmencie toru odsłuchowego nie dochodzi do większych strat sonicznych niźli waśnie w kablach!!! Kiedym dochodził do tych olśnień i wiekopomnych konstatacji - pętla z kabli Genesis zaciskała się brzmieniowo coraz mocniej na krtani mojej melomańskiej wyobraźni. A ja, niczym fale pola elektromagnetycznego, zespalałem się z nimi. Oddech stawał się coraz krótszy, ale ciągle był spokojny. Błysnęła mi nawet myśl, żeby poruszyć palcem – ale zgasła na szczęście, zdmuchnięta obawą, że na sekundę choćby mógłbym zatrzymać to moje się audiofilskie dematerializowanie. Zatracenie, zniknięcie dla świata poza naturalnego. Waszego świata. W kronikach Scotland Yardu nie odnotowano zapewne podobnego przypadku. Jest audiodenat, nie ma narzędzia zbrodni. Żadnych poszlak i przypuszczeń. Samobójstwo czy morderstwo? Mam nadzieje, że ktoś trafnie dopowie – doskonałe! Oświadczenie agenta autora powyższego wpisu: Oświadczamy, że powyższy tekst nie ma żadnego znaczenia marketingowego, reklamowego, nie zachęca do zakupu kabli Genesis. Celem autora nie było zachęcanie kogokolwiek do zakupu kabli Genesis, ponieważ ich nieumiejętne stosowanie może doprowadzać do utraty zdrowia, a nawet życia. A już na pewno gwarantuje teleportację do świata dźwięku nigdy wcześniej przez nikogo nie doświadczonego. Niestety, sposobu na powrót - nikt nie zna. Zatem wszelkie działania w zakresie zdobycia kabla GENESIS robią Państwo na własny koszt i własne ryzyko.