Witaj zdrowy rozsądku!
Concept active – to rzeczywiście klasyczny powrót zdrowego rozsądku. Gramofon spełanijący wszelkie standardy urządzenia audiofilskiego, z wbudowanym przedwzmacniaczem gramofonowym. Poza oczywistym i wręcz kardynalnie wymaganym uproszczeniem przebiegu sygnału z przetwornika do wzmacniacza – wbudowana elektronika wstępnie wzmacniająca impulsy z wkładki jest idealnie do niego dopasowana pod względem elektrycznym. Najlepszy interkonekt nie zastąpi, a tym bardziej nie poprawi sygnału jak połączenie do wspólnej szyny przetwornika i przedwzmacniacza. Jest to w pewnym sensie nawiązanie do szczytowego osiągnięcia inżynierów z Clearaudio, którzy swego czasu zbudowali Absolute Phono. Poniżej tabele cen dostępnych wariantów tego gramofonu – od kolorystyki po materiał chassis oraz oczywiście – ramiona i wkładki. Producent zdecydowanie poleca korzystanie z przetworników MM lub MC, produkcji clearaudio. Zastosowanie przetwornika wyższej klasy ale z tej samej manufaktury gwarantuje skokową poprawę jakości i naturalnego brzmienia. Tzw. audiofiska filozofia nie da się porównać z żadną inną dziedziną wiedzy i doświadczenia. Pewien zasłużony badacz radziecki dowodził, że jeśli krowa przeżuwa trawę częściej prawą stroną swojego uzębienia, kakao z Urugwaju pieni się bardziej niż to, przywiezione z Grenlandii. Eksperymentu nie dokończono z powodu zamknięcia sklepiku spożywczego na Grenlandii wobec topnienia lodowców i wyludnienia okolicy. Rasowy audiofil uwierzy we wszystko. Jeden z nich obraził się na mnie śmiertelnie. To znaczy – on żyje, ale przestał kupować płyty, nie dzwoni w sobotę, 47 minut po północy, by osiągnąwszy właśnie stan pełnego rozleniwienia i znudzenia odsłuchiwaniem tej jednej, jedynej, najlepszej na świecie płyty, co już nawet przezroczysta prawie się stała od owego odtwarzania, otóż nie dzwoni ów audiofil by wyrazić wątpliwość, czy przestawienie kaktusa w miejsce palmy lub zmiana deseniu firany osłabiły sybilanty tudzież inne parametry sceny, która do tej pory sięgała aż po drugą szufladę meblościanki z lewej i do drzwi kuchennych z prawej… Nie wiem, z czego się Pan śmieje. A, myślałem, że ze mnie. No cóż, tak jak każdy trener polskiej drużyny piłkarskiej, tak i ja - każdemu daję szansę. No bo skoro już dzwoni, coś go męczy, to przynajmniej niech go ktoś wysłucha. Nie. Oczywiście, że dla tak zaawansowanych audiofili nie ma ratunku. Zastanawiałem się nawet na stworzeniem ośrodka audiofilskiego odosobnienia dla umysłów tak bardzo oderwanych od zwykłego słuchania muzyki. Z zaprzyjaźnionym terapeutą rozpisaliśmy metody i zabiegi rehabilitacyjne. Od dawki młota pneumatycznego do szerszenia uwięzionego w szklanym słoiku przyklejonym do ucha delikwenta… Bo tu idzie o dźwięk naturalny… I kiedy wszystko było gotowe, wygadałem się przed jednym z audiofili, że właśnie ośrodek, terapia, specjalistyczne dyskusje, odsłuchy... - Chcę zostać szefem tego ośrodka – usłyszałem żądanie wypowiedziane głosem nie cierpiącym sprzeciwu. – Przyjeżdżam jutro, nocnym pociągiem. Rano poprosił o pomoc we wniesieniu sześciu walizek. W każdej – trzydzieści skoroszytów. Jeden mieścił jakieś 120 kartek. Na nich – kolorowe audiofilskie ołtarzyki! Ten człowiek siedzi całe dnie przed komputerem i szuka zdjęć zestawów odsłuchowych od najmniejszych, urządzanych w pokoiku zrobionym z pudełka po zapałkach po halę sportowo widowiskową, do której na transamerykańskich truckach i buldożerach wwieziono głośniki o przekroju prawie pół kilometra każdy. Komentarz pod zdjęciem: „Takiej fujarki nigdy w życiu wcześniej nie słyszałem!” Krew spłynęła mi do i tak odłączonego jako nieskuteczny energizera, a nawet dalej, za skrzynkę głównego zasilania. Język zdrętwiał. Przed oczyma przewinął się wianuszek wnucząt, zapłakanych i rozmazanych, zawodzących w kółko to jedno pytanie - Dziadku, gdzie jesteś!? Mój gość już trzecią godzinę przerzucał swoje albumy, recytował z wdziękiem karabinu maszynowego zawartość każdego audiofilskiego zestawu. - OK? Poproszę o drugą walizkę. Chyba, że już mam te robotę? Umowę podpisaliśmy w podniosłym nastroju. Gość zapakował albumy do walizek. Wszystkie powiązał sznurkiem i jedną za drugą pociągnął w stronę dworca. Pomachałem zza firnaki ręką i otarłem wilgoć wzruszenia z wytrzeszczonych oczu. Zastanawiałem się, czy rozstaw kółek walizek odpowiada odległości szyn trakcji kolejowej…W uszach, dalekim echem, pobrzmiewał trzynastozgłoskowiec.. Tak nas powrócisz cudem na audiofislkie łono!... Tymczasem, przenoś moją duszę utęsknioną Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych; Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem… Wolną od… (skreślono w oparciu o nieobowiązującą Ustawę o Kontroli Prasy i Wydawnictw oraz przedwojennego Ministerstwa Wychowania Publicznego) Postanowiłem. Nigdy więcej nie będę wyprowadzał z audiofilskiego transu zaczadzonych gości i rozmówców. Nawet tego, który przekonywał mnie, że lewy kanał trzeba łączyć ze wzmacniaczem innym interkonektem niż kanał drugi. A już okablowanie kolumn… OK. Miało być – dość. Nie wiem tylko co zrobić z tym, który kilka dni temu pytał, jak zagrałby kabel pewnej znanej włoskiej manufaktury, gdyby go w połowie przeciąć, i dolutować połówkę innego interkonektu. Tamten lepiej tłumi szumy elektronów, a ten drugo wzmacnia ich audiofilski katar, który wyraża się soczystością wyższych częstotliwości. - O, wie Pan, ja to nawet czuję namacalnie tę wilgotność… Zaproponowałem, żeby wzorem innych dyscyplin przeprowadził eksperyment badawczy, uciął sobie lewą nogę w połowie, uprzednio uzgodniwszy z osłem, że ten pójdzie na taką wymianę. Albo lepiej - niech poszuka stworzenie, któremu kolano wygina się także w drugą stronę. Umówiliśmy się na kontakt w przyszłym tygodniu… Kable to ulubiony temat moich rozmówców. Kable to źródło życia i brzmienia. I jak tu ukryć przed nimi, że jest na świecie coraz więcej odszczepieńców, obrazoburców i heretyków, którzy właśnie w kablach upatrują największą słabość każdego toru odsłuchowego? Każdy jakimkolwiek by on nie był – punkt połączenia jest punktem krytycznym dla jednorodności systemu połączeń. Możesz mieć okablowanie z drutu siatki ogrodowej, lekko podrdzawiałej, bylebyś miał dobrej jakości bezpiecznik w tablicy rozdzielczej. Tak brzmi jedno z audiofilskich przykazań. Cytowałem już konstruktora, sławę światową, który dowodził, że w warunkach odsłuchu domowego nie ma możliwości zbudowania systemu zdolnego do pełnego przeniesienia informacji sygnału DSD256. Dlatego odmówił wyprodukowanie urządzenia obsługującego takie kodowanie. Po trzech miesiącach, gdy księgowa pokazała mu wyniki finansowe firmy, a dział IT wydrukował maile z pytaniem, kiedy pojawi się nowa wersja urządzenia z funkcją DSD256 – odpowiedział: - Za miesiąc, chyba że zrezygnujemy z wolnych weekendów to za dwa tygodnie. Zrezygnowali, wykonali, obroty firmy skoczyły pod niebiosa, świat odetchnął z ulgą, że marnotrawny syn wrócił na audiofilskie błonia. O! Cudna ułudo. I ty szlachetne szalbierstwo! Chrońcie i zbawcie polskie audiofilstwo! Ma być widać i być napisane. Słuchaniem zajmiemy się, kiedy indziej, jeśli cudu słuchu – dostąpimy.