Jest to jeszcze jeden fenomen, które nie potrafię zracjonalizować. Na przykład – ta płyta. Wszystko, co się z nią wiąże – kompozycje, wykonanie, układ, klimat, faktura dźwięku.. No i – swing. Z niejako sadomasochistycznym upodobaniem poddaję się od czasu do czasu pewnemu testowi. Jeśli któraś z płyt „nie wchodzi” we mnie – powtarzam jej odsłuch, staram się wręcz zaznaczać miejsca, w których „wypadam z torów”. Opisuję te miejsca: 1. Łomot 2. Kociokwik, będący efektem braku pomysłu formalnego kompozytora, aranżera, nie dość dobrego wykonawcy 3. Nerwowość nagrania – wszystko jakby ścieśnione, nienaturalne, wymuszone terminami, niskimi gażami, brakiem feelingu do kompozycji – ot – chałtura nagraniowa. 4. Układ, kompozycja płyty – żadnych zaskoczeń, zestaw ‘pewniaków’, utworów znanych – ‘ludzie to kupią!’ 5. Przy nowych wykonanych starych hitów rozpadam się na czynniki pierwsze próbując zrozumieć, po co artysta udziwnia, przekształca znany wzorzec, robi wszystko, by zaprezentować anty-wersję kompozycji uznanej, zapisanej na kartach historii. Żałosne… Niech każdy pisze „swojego’ "Pana Tadeusza”, a Mickiewiczowi zostawi jego dzieło nienaruszonym!!! Przy tej płycie – ledwie tylko palcem kiwnąłem, a mówiąc precyzyjnie palcem przeniosłem ramię nad rowek i opuściłem dźwignię. Mam ten niesprzedawalny nikomu z młodego pokolenia atut, że słyszę, czuję i widzę tę muzykę graną pół wieku temu. Na żywo. Comba, oktety, orkiestry taneczne, muzycy grający w hotelowych kawiarniach… Boazerie, aksamity, palmy, kryształy, pantofle wyłącznie na skórze, woale, mufki, boa, tiule, dwurzędówki, pomada, importowany tytoń. Nie, zapachu ‘egipskich’ nie znałem. Ale w tamtym świecie, taka muzyka, niczym brylant oprawny w platynę, stanowiła wartość wyższą, nobilitowała, podnosiła poziom życia na wyższe szczeble. Szczeble… Jakżeż semantycznie zmieniło się pole świata obejmowanego tym słowem. Dziś szczeble to jeśli już nie anachronizm, to wyraz z kręgu rustykalnego. Szczebel, wóz drabiniasty, wozak, łazior, … Brakuje do kompletu czasownika: staczać się, by zamknąć sferę obejmowaną powyższymi określeniami. ... Dlatego słucham tej płyty z jednej strony z nieutulonym żalem, że ten świat, im bardziej odległy tym mocniej we mnie pulsujący, a z drugiej strony, że wydawnictwa temu podobne budują sentymentalny most do odczuć może wyidealizowanych, ale niewątpliwie muzycznie pięknych, inteligentnych i jakże witalnych. Proszę skosztować!
Taśma magnetofonowa z tymi agraniami.