Ta strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek (cookies) do poprawnego działania. Więcej informacji na stronie Polityka Prywatności. Zamknij.

Logowanie

Lindemann

Limetree Headphone

Limetree Headphone image
Galeria okładek

ZamknijGaleria okładek

  • Lindemann - producent
Add to Basket

2649.00 PLN

przedwzmacniacz:

Nr kat.: LIM_Head
Label  : Lindemann (Niemcy)

żywa natura dźwięku...

Przedwzmacniacz słuchawkowy z funkcją m.in przedwzmacniacza sterującego kolumnami aktywnymi. Drugi element nowej, rewelacyjnie brzmiącej, zminiaturyzowanej wręcz serii Limetree, skonstruowanej przez Norberta Lindemanna. Limetree Headphone - High-grade headphone amp which can also be used as an exquisite preamp. - 3 switchable inputs, 1 line output e. g. for active loudspeakers. - Current driven class-A circuitry for excellent sound. - High-class analog volume control provided by MUSES 72320. - Extremely clean power supply with <10 ?V noise. Pierwszy element nowej serii - przedwzmacniacz gramofonowy Limetree
>>>Limetree Phono ========#####============= Ludzie! Czy ten świat może wreszcie choć jedną rzecz zrobić samodzielnie, bez oglądania się na mnie? Ja już mam swoje lata i chętnie zająłbym się wreszcie czymś innym, czyli - niczym, a tu ciągle ktoś, coś, czegoś, po coś. Czy naprawdę nie mógł wcześniej inny ktoś odkryć, ba! wynaleźć odpowiedzi na proste, acz fundamentalne pytanie: kto jest ojcem audiofilizmu? Wszyscy czekacie na mnie? Wie ktoś z Państwa? A może ktoś z waszych znajomych, pociotków albo kumów, domyśla się? No to, jakże to? Jesteście audiofilami i nie wiecie, kto wam ojcem jest? Z kogoście zrodzeni? Ludzie! Trzymajcie mnie, bo się obale! A co będzie jak mnie zabraknie? A!!! Nie zabraknie?... Lizus jeden z drugim się odzywa... OK. Naród bez przeszłości nie jest narodem. Państwo bez historii nie jest państwem. Samochód bez kół nie jest samolotem. ~(to też moje odkrycie) Odpowiadam. Ojcem audiofilizmu jest wujek Hamleta. Tak. Brat ojca Hamleta. Ten miły wujcio, co swojemu bratu, ojcu Hamleta - proszę zapamiętać - podczas snu onego w ogrodzie, gdy złożony niemocą odpoczywał w spokoju - tenże wujaszek bratu swemu, ojcu Hamleta TRUCIZNĘ WLAŁ DO UCHA!! Już, już, proszę mnie tylko nie całować po rękach! Już, już! Dziękuję... Zbrodnia i związane z nim cudzołóstwo - ukarano. Sprawca - napiętnowany. Do dziś błądzi wasz protoplasta po pustych pokojach odsłuchowych i wyje zawodząc i zawodzi wyjąc. Ale rzecz gorsza z tego poczęcia się audiofilizmu nam się przydarzyła. Bo oto trwa i rozwija się mroczne plemię synalków wujciunia księcia Hamleta. A bor audiofilskiego przekleństwa trawi jego (plemienia) umysły w sposób nieuleczalny. Stoi na rusztowaniu i myśli? Siedzi za kółkiem i rozważa? Kroi poczciwcowi brzuch, żeby mu tam coś naprawić, a myślą po odsłuchowym pokoju błądzi szukając lepszej akustyki... Tak. O was ci mówię. Synowie, wnukowie wujka Hamleta, do was, audioflskiego pochodu ludzi zaczadzonych, omamionych, zakutych i zapalonych te słowa kieruję. No stańże jeden z drugim przed lustrem prawdy, no i zdejmuj z siebie te maskujące miny, pozy, poglądy? I co widzisz? Zombie audiofilskie. Nic w twoim życiu już nie ocalało. Sam audiofilizm. I parę kości, a i te naznaczone już osteoporozą. Bez serc, bez ducha, to audiofilskie ludy. Sprzedawco! dodaj mi skrzydła! Niech nad martwym wzlecę światem. W audiofilską dziedzinę ułudy: Kędy interkonekcik tworzy cudy.... Mickiewicz - stryjek audifilizmu lokalnego... Tak i wy, jeno zawodzić potraficie, a słowa wieszcza w swój hymn zamieniacie? Mówią: alkohol, narkotyki, przystojna sąsiadka? Oto zguby twoje. A audiofilizm? Postać degrengolady prawie doskonałej? Trucizna z fiolki wujcia Hamleta was nie zabiła, ale przytruła na tyle, że żonie na zimę butów nie kupicie, na lato potomka sprawicie, byle tylko kobiecina nie miała okazji do wydawania pieniędzy, bo przecież za co wy kupicie 'nowy' towar? Przedwzmacniaczyk, ot, parę cedeków, najwyżej nowe monitorki... Z drugiej jednak strony... Z drugiej strony padłoby państwu duńskie, co się w nim ciągle nie najlepiej dzieje, gdyby nie wy. Gdyby nie wasz przestępczy, zdegenerowany i przesiąknięty zbrodnią adiofilzmu charakter! Gdybyście ozdrowieli - gospodarka światowa rozpadłaby się w ciągu kilkunastu dni. Na giełdach krach. Zatrzymanie produkcji scalaków, prostaków i zupek chińskich. No bo kto niby miałby je kupować, chyba nie bezrobotni Azjaci, pozbawieni pracy z powodu waszego ewentualnego audiofilskiego ozdrowienia! (co ja gadam!). Ludzie - na was potęga tego świata się opiera. To wy finansujecie w gruncie rzeczy badania wszechświata szczególnie z okresu sprzed 500 milionów lat świetlnych, co - jak wiadomo - jest wręcz misją obecnego pokolenia. To dzięki wam, waszym nieustannym zakupom sprzętu i płyt - powstają i opływają w utensylia prywatne armie ministrów i zakonników. To wreszcie dzięki wam, wyłącznie dzięki wam, ja mogę wykuwać mój pomnik na miarę horacowego non omis moriar! Ok. Musiałem to z siebie wyrzucić. Te audioszoły, te prezentacje... Niewyspani, wymiętoszeni całonocną jazdą pociągiem, przepoceni i niedoszorowani i - przelatują niczym jakie audioelektrony przez sale i pokoje. Tu liźnie, tam pogłaska. A w gardle sucho, a oczy pieką, a portfel coraz chudszy. Tu otarł się o legendę, a tam o byłą legendę, a na końcu stał przez chwilę przed przyszłą legendą. A co z odsłuchami? Ah, nie o nie na takich imprezach idzie. Przecież tam nie ma żadnych warunków do odsłuchów, stary, te cienkie, ściany, te nagrania, których nie znam. Daj spokój! To tak, jak zaciąganie się dymem wypuszczanym przez innego palacza. Köstlich! Albo pip-show! Ale nie przez dziurkę w ścianie tylko face to face. Ale dotknąć nie można! Rozumiem. Więc, o co tu idzie? Pisze w mailu zaprzyjaźniony Holender - drugie na świecie!! Przyjeżdżam! W odpowiedzi rzucam z przekąsem - za rok będą już 1,5 na świecie, a za trzy to może nawet 0,8! No bo Monachium jakby przyspawało się już do numeru 1,0. Obiecywałem sobie już tyle razy, że nigdy więcej. Ale życie i wasz postępujący audiofilizm znów zmusił mnie do napisania tych słów. Zakończę - ukazaniem wam promyka nadziei. Wskazaniem szansy na ratunek. Nie, nie uleczę was, ale na jakiś czas powstrzymać mogę wasz audiifilski upadek... - Ok, ok - niech będzie - audiofilski lot ku... - Dobra! Po co ten krzyk? Nie będę kończył, dokąd ów lot was doprowadzi. Bo i tak wszyscy to usłyszymy. Jak już tam dolecicie, to dupnie tak, że aż doniczki z waszych kolumn pospadają co je wasze żony tam ustawiły, bo nie będą im tu jakieś kloce drewniane w kątach pokoju na pusto stały. Więc zanim, że tak powiem usłyszymy ten cywilizacyjny dup (!) możecie - z odpustem zupełnym - kupić przedwzmacniacz słuchawkowy konstrukcji pana Norberta Lindemanna. Ten ci dopiero numer wywinął. Twórca legendarny legendarnych konstrukcji zaśmiał się właśnie społeczności pozerskiej - prosto w nos. Po serii znakomitych muzycznie musicbooków - właśnie zaprezentował serię Limetree. Muzycznie - doskonałe, technicznie - genialne, przyczajone niby w swojej klasie cenowej - na łeb biją troglodytów z najwyższych półek, przekonanych o swojej audiofilskiej omnipotencji. Tak, te bździny. Aluminiowe puzdereczka. Skręcone czterema śrubkami, z ilością elementów wewnątrz, policzalną na palcach obu naszych rąk i wszystkich racic zaprzyjaźnionej kozicy. Z wtykami i gniazdami prawie, że klasy dzwonka do drzwi? A propos? Proszę mi się nie śmiać, proszę wyjść na korytarz, wcisnąć przycisk i posłuchać swojego dzwonka. Robił to ktoś z Państwa kiedykolwiek, słuchał z audiofilskim znawstwem brzmienia dzwonka do własnych drzwi? I co, brzmi high-endowo? Nie? No to jak to możliwe, żeby dzwonek do drzwi audiofila nie brzmiał audiofilsko!! Jutro montujemy jakiegoś ajoja albo innego aqujajca! Ale wracam do Limetree... Przedwzmacniacz słuchawkowy z funkcją przedwzmacniacza mocy, genialnie sterujący np. aktywnymi kolumnami Mangera! Zajmuje powierzchnię 7-8 centymetrów kwadratowych! Skandal! A co ze stolikami z marmuru, brązu i granitu?! Na nagrobek wam się przydadzą. Trochę kusy, ale jak podwiniecie nogi to i na trumnie da się zaoszczędzić. A wiadomo, zaoszczędzony grosz zawsze można wydać na coś audiofilskiego? Choćby do trumny. Ale się jeden z drugim pokłada, ale mu audiofilska fałda na fałdę się z rechotu odkłada... A dudni to to... Co obie piątki wyrwane? Więc - taki liliput!? Audiofilski? High endowy? A i tak - dodam - 90% jego objętości zajmuje... powietrze. Tak się właśnie wasza historia, audiofiska nacjo, kończy. A w piśmie zostało napisane: nie wszetecznicy i bałwochwalcy trafią do królestwa audiofilskiego, ale ci, którzy uwierzyli i doświadczyli, posłuchali np. mnie i w myśl moich zaleceń postępują. Na koniec tego ociekającego miłością tekstu muszę wbity wam sztylet zakręcić w obie strony, dopychając go kolanem. Niestety, na szczęście audiofilska trucizna Hamletowego wujka nie odebrała wam wzroku. Nie wiem, czy nie mamy tu do czynienia z formą niedoróbki w mieszaniu mikstury słowno-intrygowo-dramaturgicznej ze strony niejakiego Szekspira, co dziełko to popełnił. W przeciwnym razie bylibyście zbawieni. Bo musielibyście słuchać i w oparciu o słuch wyborów rzeczy dźwiękowo dobrych od lepszych dokonywać. A tu masz - WZORK OCALAŁ, WIĘC PO CO NAM USZY? Przecież NIE DO SŁUCHANIA? MY, czyli wy, niedotrutki audiofilskie, napatrzacie się na te sprzęty, nas te srebrne ramiona, czarne chassisy, miodowe ledy, błękitne diody, te ranty i brzegi, podstawki i nakładki, przyciski i gniazdka. Napatrzycie się i już słuchać nie musicie. Bo wiecie, czy towar jest markowy, czy nie. Limetree jest brutalnie skuteczną odtrutką, szansą na powrót do normalności, do życia, do bliskich i znajomych, do źródła szczęścia i świata pozbawionego audiofilskiej trucizny. Bo tę zwalczyć może tylko siła naturalnego brzmienia. Konstrukcja Lindemana jest genialnie prosta, niezakłamana i klarowna. Przejrzysta czysta. Jak kubek gorącej herbaty z liści limetree... P.s. teraz premierowe egzemplarze Limetree w promocji. Jakiej? Zapytaj.