Ta strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek (cookies) do poprawnego działania. Więcej informacji na stronie Polityka Prywatności. Zamknij.

Logowanie

47 Laboratory

STRATOS

STRATOS image
Galeria okładek

ZamknijGaleria okładek

Oto fragmenty raportu, jaki otrzymałem z Salonu Rasowych Audiofilii (tworzą go: docent M., doktor M. i dozorca A.), którym zaprzyjaźniony z Clubem CD Meloman podrzucił te kabelki do oceny. Najpierw jednak kilka jego, Melomana konstatacji:

** w pierwszej chwili doznałem uczucia, jakby z mojego pokoju wszystko zniknęło! Dźwięk był przeto dość wyeksponowany do przodu, absolutnie wyrównany w całym paśmie częstotliwości. Basu było dokładnie tyle, ile na płycie. Wysokich tonów – nie było więcej nawet o pół ćwiercinutki.

** zaskoczyła mnie organizacja instrumentów. Plany i tła. Zaskoczyło mnie soczyste brzmienie, jakby każdy z instrumentów wołał: ja, teraz ja, to ja, tu jestem, to ja! Ale żaden nie przekrzykiwał drugiego. W jednej sekundzie pamięć wyrzuciła ze swojego archiwum brzmienie poprzednich, jakże renomowanych kabli. Niczym ruski bojar, odjechały one trojką na moskiewskie przedmieścia pozostawiając śniegiem okrywający się zmierzch, pełen ładu i harmonii natury.

** kolejna sesja, po trzech dniach. Dźwięk rozsiadł się wygodnie na całej scenie. Jej oświetlenie – niewyobrażalnie ujednolicone. Żadnych cieni, podwójnych podbródków, najmniejszej kontry i prześwietlenia. Dźwięk taki, jakim usłyszeli go realizatorzy i artyści w studio. Basu tyle, ile naturalnie wydaje go z siebie instrument, i tyleż wysokich tonów. Nic mniej, nic więcej.

** minął tydzień. Wracam do starych kabli. I wszystko staje się jasne. Tu opuchlizna, a w innej części pasma częstotliwościowego wręcz tworzą się bąble. Za chwilę z tych buzujących ropnymi basami pęcherzy tryśnie zwykła flegma. Nagranie jest odkształcone, powyginane. To tak, jakby nagle Mona Liza spojrzała na nas zalotnym zezem podsiębiernym.

** czas na konfrontację obserwacji z wrażeniami innych ekspertów. Trójka jurorów. Zaprawieni w bojach, zmasakrowani własnymi opiniami, z których nowa wyklucza i przeczy wszystkim pozostałym. (Boże, każdy z nich mógłby już mieć nie wiadomo jaki sprzęt, ale słyszeli, że ma wyjść nowy, więc jeszcze zaczekają). Słowem – rasowi recenzenci. Włączam. Słuchają. Davis (duży, ten od Milesa) nie daje nic po sobie poznać. Pełne zero na twarzy. Jakby był głuchy. Davis (mały, też od Milesa) próbuje głową dogonić swoje ruchliwe oczka. Ok. Ok. Ok. - powtarza po trzy razy, za każdym razem z kropką. Pan Andrzej (ten, który nie kupi nic co jest tańsze od 100 tysięcy bo „co by kumple o mnie powiedzieli”) – oblicza pole trójkąta opiniotwórczego, skacząc okiem z Davisa dużego (A)na małego (B) i na siebie (C). I nie wie, co w tym trójkącie powinno być kwadratem.

** Werdykt. Stanowczo i bez zająknienia słyszę trójgłos: tak, nie, no… nie wiem, nie wiem...

** Żaden z moich ekspertów nie ma – jak większość polskich audiofili – utrwalonego wzorca, wyssanego z najprawdziwszej i jakże kształtnej piersi Muzyki. Każdy jest poddawany codziennym testom nowego sprzętu i akcesoriów. Każdy przypomina tego ptaszka z wierszyka, o którym, poeta mówił, że od innych różni się tym, iż „ma jedną nóżkę od drugiej”. Proszę? Pytają Państwo o sens tego zdania?, że ma jedną nóżkę, ale CO? co od drugiej? To oczywiste! Przecież to poezja. A w kraju poetów Noblistów i masowego audiofilizmu przecież każdy się na poezji zna, ma ją we krwi i mówi na co dzień wierszem. Białym albo półszarym. Szczególnie o sprzęcie audio.

** Wracamy do testu - zagajam. - Ale ci Czesi, myślałeś, że potrafią grać w piłkę? – wyrwał się Davis (duży, ten od Milesa). Iiiiii poszła rozmowa.

** podsumowanie. Po dwóch tygodniach okablowałem wszystkie urządzenia tym drucikiem. Powiem więcej – używam go jako kabla sygnałowego do połączeń cyfrowych! Mało tego – nie mówię, że nie zrobiłem sobie XLR-ów z tych drucików. Nie mówię, bo zrobiłem. Bez oplotu. Trzy gołe kabelki.

** plany? Zostało mi trochę tego drutu. Jutro obejrzę ekspres do kawy. Hm… ciekawe, jak smakowałaby kawa, gdybym stiuningował nim ekspres? Oczywiście z kablem sieciowym włącznie!

** Ok. Lecę nad morze. Wkleję Państwu potem ładną fotkę.
By!
** I podesłał. Oto ona...


Oto fragmenty raportu, jaki otrzymałem z Salonu Rasowych Audiofilii (tworzą go: docent M., doktor M. i dozorca A.), którym zaprzyjaźniony z Clubem CD Meloman podrzucił te kabelki do oceny. Najpierw jednak kilka jego, Melomana konstatacji:

** w pierwszej chwili doznałem uczucia, jakby z mojego pokoju wszystko zniknęło! Dźwięk był przeto dość wyeksponowany do przodu, absolutnie wyrównany w całym paśmie częstotliwości. Basu było dokładnie tyle, ile na płycie. Wysokich tonów – nie było więcej nawet o pół ćwiercinutki.

** zaskoczyła mnie organizacja instrumentów. Plany i tła. Zaskoczyło mnie soczyste brzmienie, jakby każdy z instrumentów wołał: ja, teraz ja, to ja, tu jestem, to ja! Ale żaden nie przekrzykiwał drugiego. W jednej sekundzie pamięć wyrzuciła ze swojego archiwum brzmienie poprzednich, jakże renomowanych kabli. Niczym ruski bojar, odjechały one trojką na moskiewskie przedmieścia pozostawiając śniegiem okrywający się zmierzch, pełen ładu i harmonii natury.

** kolejna sesja, po trzech dniach. Dźwięk rozsiadł się wygodnie na całej scenie. Jej oświetlenie – niewyobrażalnie ujednolicone. Żadnych cieni, podwójnych podbródków, najmniejszej kontry i prześwietlenia. Dźwięk taki, jakim usłyszeli go realizatorzy i artyści w studio. Basu tyle, ile naturalnie wydaje go z siebie instrument, i tyleż wysokich tonów. Nic mniej, nic więcej.

** minął tydzień. Wracam do starych kabli. I wszystko staje się jasne. Tu opuchlizna, a w innej części pasma częstotliwościowego wręcz tworzą się bąble. Za chwilę z tych buzujących ropnymi basami pęcherzy tryśnie zwykła flegma. Nagranie jest odkształcone, powyginane. To tak, jakby nagle Mona Liza spojrzała na nas zalotnym zezem podsiębiernym.

** czas na konfrontację obserwacji z wrażeniami innych ekspertów. Trójka jurorów. Zaprawieni w bojach, zmasakrowani własnymi opiniami, z których nowa wyklucza i przeczy wszystkim pozostałym. (Boże, każdy z nich mógłby już mieć nie wiadomo jaki sprzęt, ale słyszeli, że ma wyjść nowy, więc jeszcze zaczekają). Słowem – rasowi recenzenci. Włączam. Słuchają. Davis (duży, ten od Milesa) nie daje nic po sobie poznać. Pełne zero na twarzy. Jakby był głuchy. Davis (mały, też od Milesa) próbuje głową dogonić swoje ruchliwe oczka. Ok. Ok. Ok. - powtarza po trzy razy, za każdym razem z kropką. Pan Andrzej (ten, który nie kupi nic co jest tańsze od 100 tysięcy bo „co by kumple o mnie powiedzieli”) – oblicza pole trójkąta opiniotwórczego, skacząc okiem z Davisa dużego (A)na małego (B) i na siebie (C). I nie wie, co w tym trójkącie powinno być kwadratem.

** Werdykt. Stanowczo i bez zająknienia słyszę trójgłos: tak, nie, no… nie wiem, nie wiem...

** Żaden z moich ekspertów nie ma – jak większość polskich audiofili – utrwalonego wzorca, wyssanego z najprawdziwszej i jakże kształtnej piersi Muzyki. Każdy jest poddawany codziennym testom nowego sprzętu i akcesoriów. Każdy przypomina tego ptaszka z wierszyka, o którym, poeta mówił, że od innych różni się tym, iż „ma jedną nóżkę od drugiej”. Proszę? Pytają Państwo o sens tego zdania?, że ma jedną nóżkę, ale CO? co od drugiej? To oczywiste! Przecież to poezja. A w kraju poetów Noblistów i masowego audiofilizmu przecież każdy się na poezji zna, ma ją we krwi i mówi na co dzień wierszem. Białym albo półszarym. Szczególnie o sprzęcie audio.

** Wracamy do testu - zagajam. - Ale ci Czesi, myślałeś, że potrafią grać w piłkę? – wyrwał się Davis (duży, ten od Milesa). Iiiiii poszła rozmowa.

** podsumowanie. Po dwóch tygodniach okablowałem wszystkie urządzenia tym drucikiem. Powiem więcej – używam go jako kabla sygnałowego do połączeń cyfrowych! Mało tego – nie mówię, że nie zrobiłem sobie XLR-ów z tych drucików. Nie mówię, bo zrobiłem. Bez oplotu. Trzy gołe kabelki.

** plany? Zostało mi trochę tego drutu. Jutro obejrzę ekspres do kawy. Hm… ciekawe, jak smakowałaby kawa, gdybym stiuningował nim ekspres? Oczywiście z kablem sieciowym włącznie!

** Ok. Lecę nad morze. Wkleję Państwu potem ładną fotkę.
By!
** I podesłał. Oto ona...


** Kabel STRATOS:
** Materiał - miedź
** Średnica – 0,4 mm
** Waga – 5 gram na 1 m
** Kierunkowość – całkowicie obojętna.
** Lutowanie – wykluczone
** OTAKIT - Zestaw zawiera: 50 mb kabla STRATOS oraz końcówki plastikowe niezbędne do wykonania trzech par interkonektów oraz pary kabli głośnikowych.
** Nie naprężać, nie zginać, nie podwiązywać w kółeczko, położyć luźno, swobodnie.
** Doskonały także jako kabel wizyjny.
** Testowany i optymalizowany dla wzmocnienia rzędu 200W.
** W odróżnieniu od kabli grubych i ciężkich – jest całkowicie odporny na wszelkie wpływy rezonansowe i drgania. (Największy „dramat” dzieje się wówczas, gdy wielowarstwowy kabel, skomponowany z rozlicznych materiałów łączonych na odmienne sposoby, podłączony zostaje do wyjścia wzmacniacza i głośników. Główny problem – to sprawa dynamiki i kumulacji częstotliwości. Tsunami prądowe, wynikające z każdej naszej ingerencji potencjometrem powoduje, że wielki boa reaguje z opóźnieniem, nierównomiernie. Wpada w drgawki i konwulsje. Uwypukla nienaturalnie bas, popiskuje i przeskrzecza wysokimi. W jego wnętrzu przetaczają się marsjańskie burze magnetyczne. )
** Rdzeń o średnicy 0,4 mm, pozbawiony otuliny, poza plastikową izolacją jest optymalnie dobrany dla w pełni harmonijnego, skutecznego w całym paśmie reagowania na wszelkie zmiany elektryczne i częstotliwościowe. Jest zatem idealny!
** Jego „prawie” nie ma!
Ponadto, w naszej ofercie: Postione Dzięki temu przewodowi - dźwięk zachowuje CZTERY wymiary - jedyny taki w świecie high-end
  • 47 Laboratory - producent
Add to Basket

89.00 PLN

kabel 1,1 m:

Nr kat.: Stratos
Label  : 47 Laboratory (Japonia)
Nośnik w tej chwili niedostępny.

wtyk sygnałowy cinch:

Nr kat.: Stratos wtyk sygnałowy cinch
Label  : 47 Laboratory (Japonia)
Nośnik w tej chwili niedostępny.

wtyk głośnikowy:

Nr kat.: Stratos głosnikowy
Label  : 47 Laboratory (Japonia)
Nośnik w tej chwili niedostępny.

Zestaw 50 metrów:

Nr kat.: Stratos OTAKIT 50mb
Label  : 47 Laboratory (Japonia)

Najcieńszy kabel high-end o największych na świecie możliwościach

To będzie informacja o produkcie. Ale nie tylko ON jest tutaj ważny, choć do jego zakupu – niniejszym przede wszystkim - zapraszam. Nie będę opisywał jego - STRATOSA - zalet. Są na tyle oczywiste, że znając Państwa bezkompromisowe oczekiwania i gusty – bez chwili wahania wprowadziłem GO do naszej oferty. Co więcej – uważam, że stanowi ON, jak wszystkie pozostałe wyroby spod znaku 47Laboratory – oczywisty przedmiot pożądania każdego rasowego Melomana. Nie audiofila, a Melomana. Słuchacza muzyki o jakości porównywalnej z oryginałem. To FUNDAMENTALNE założenie. Dotyczy ono wszystkich wynalazków Junji Kimury, twórcy 47Laboratory. Kilka słów o konstruktorze. Junji Kimura. Japończyk. Inżynier. Meloman. Mówią o nim „audio genius”. Ja też. Inni dodają: artysta. Design jego produktów nie ma odpowiednika w całym świecie audio. Twórca kultowego PiTracera – najlepszego i najprostszego odtwarzacza CD, za okrągłe 30 tysięcy EUR. Teraz dwa słowa o Was. Melomani. Osobnicy płci obojga, którzy cenią doskonałość sprzętu, proporcjonalnie do jego zdolności reprodukcji muzyki w jakości najbliższej oryginałowi. Koniec, kropka. Skrzypce mają brzmieć jak skrzypce. Fortepian i perkusja – również zgodnie z realnym dźwiękiem konkretnych instrumentów, wykorzystanych do nagrania. Meloman słucha muzykę tak, jak sułtan Szeherezadę, jak mąż żonę i żona (słyszałem, że bywają takie przypadki) męża. A więc – na 100%. Jest przeciwstawieniem osobnika, który nieustannie zmienia sprzęt, posiada z reguły jedną płytę i nigdy - z powodów genetycznych - nie zdobędzie się na postawienie pytania: czy ten sprzęt przybliża mnie do oryginału? Nie! On jedynie konstatuje, że na każdym nowym zestawie ta jedyna jego płyta brzmi… inaczej niż na poprzednim. KOMPLETNIE nie zajmuje się kwestią, czy to brzmienie ma cokolwiek wspólnego z brzmieniem naturalnym. Junji Kimura – spekuluję – być może patrząc na najbardziej zaawansowany technologicznie sprzęt zastanawiał się, jak i ja to teraz czynię: jaką drogę musi pokonać jedna nutka, by wchodząc do tego wzmacniacza, wyjść z okrzykiem: żyję! i wpaść do głośnika? W przypadku niektórych wzmacniaczy jest to droga równa 2-3 latom świetlnym. I to prawie z prędkością światła. Nagromadzenie elementów, z których każdy ma swój udział w „molestowaniu” nutki, odzieraniu jej z jej naturalności, by – tak ci złowiercy do niej mówią – uszlachetnić ją, upięknić, upudrować i umalować, żeby była cudniejsza niż jest. Czy ona tego chce czy nie – ma być cudnie piękna, bo oni nie po to myśleli i płacili wielkie pieniądze za jeszcze droższy wzmacniacz, żeby ona sobie teraz marudziła, a że to głowa ją boli, że cały dzień na obcasach, że chyba migrena, że ten procesor za ciasny a tamta heterodyna niewygodna, że nie wspomnę o tym prostackim chipie, co to ją, ach! - słowa grzęzną w gardełku. A co to kogo obchodzi!!!! – rzecze audiofil. - Ma być pięknie, nowocześnie i drogo! Właśnie , drogo. Tym lepszy sprzęt im droższy. A jej – nutce – nic do tego! Zatem wpada taka nutka w ten wzmacniacz i niczym piłka wimbledonowa, miotana jest od stopnia wstępnego do sprężenia zwrotnego, potem konwerter\dekoder, coś, co nie wiem, jak się nazywa, ale jest ważne i drogie i o tym wszyscy piszą – by na końcu tego szaleństwa wyskoczyć ze wzmacniacza całkiem odmieniona! Jak Czerwony Kapturek! (wilk mówi do Kapturka: no zobacz sama - czerwone buciki, czerwone skarpetki, czerwona spódniczka, czerwona bluzeczka, czerwone korale... no czyż nie wyglądasz jak … ). Wiem, rozgaduję się. Zatem wracam do sprawy. Junji Kimura zadał sobie pytanie – po co to wszystko? Sięgnął po schemat ideowy, a więc określający istotę i zasadę działania urządzenia (w ogrodnictwie np. jest to zasada wyczerpująca wszelką dalszą naukę: sadzimy zielonym do góry). Junji Kimura, z wdziękiem najbardziej zatwardziałego mnicha ascety – usunął wszystko, co zbędne. Uprościł tor, pozwolił nutce, by niczym nie krępowana – przeszła od wejścia do wyjścia. Powiem więcej – on - Junji Kimura - przeniósł ją na rękach, by z dziewczęcej świeżości i nieskazitelności niczego nie ująć. Dziewica. Słowem – pure audio. (tu: niechcący zapowiedziałem kolejne wynalazki Kimury w naszej ofercie). A zatem, Junji Kimura, niczym Wielki Twórczy Destruktor – nakręcił swój zegar – w przeciwną stronę. Do źródeł. Zaczął eliminować wszelkie naleciałości, nawarstwienia, niczym archeolog – chciał dotrzeć do pokładu podstawowego. I dotarł. Wszystkie jego konstrukcje, wszystkie (bez względu na ich cenę od 1 do 30 000 EUR) są podporządkowane tzw. funkcji celu. Celem wzmacniacza jest – wzmocnić. Celem odbiornika radiowego – jest odebrać audycję, kabla – połączyć. Ceny tych konstrukcji? Im urządzenie prostsze - tym droższe. Zatem – do przedmiotu:


Oto STRATOS. Drucik. Bo inaczej „tego” nazwać nie można. W bękitnoomdleqawającoanemicznej otulince. Dość delikatny, wydawać by się mogło, a w mocarz i siłacz nie do pokonania!!! Kabel, który idealnie spełni funkcję przewodu głośnikowego jak i sygnałowego. Jego parametry są bowiem zdefiniowane zgodnie z omawianą zasadą – ma łączyć, nie brać udziału, nie przeszkadzać, nie uronić ani półnutki. Bez względu na miejsce, w które go wepniemy. I on taki jest. Jest profesjonalny. Co to znaczy? Ano tyle samo co przyzwoity (od: przyzwoitość), uczciwy (od: uczciwość), rzetelny (od: rzetelność) i niezłomny (od: upór) – z jakim każdy z Państwa dąży do uzyskania najlepszego czytaj: prawdziwego dźwięku w Państwa torach odsłuchowych). Junji Kimura opracował skład chemiczny tego drutu, określił parametry fizyczne i dodał jedno tylko ograniczenie: stosować bez ograniczeń! Junji Kimura ma wielkie marzenie. Zbudować coś co jest jednością. Nie ma złączeń, styków, miejsc lutowania. To bowiem są najbardziej krytyczne punkty każdego systemu. Wołałbym mieć wazę z epoki Ming w jej idealnym kształcie sprzed 5 tysięcy lat, niźli tę samą wazę, którą w dniu powstania ktoś rozbił na milion kawałków, a potem sklejał przez 5 tysięcy lat. O! – dwie takie same wazy! – krzyknie obserwator. Nie wie, że jedna jest cała, a druga sklejona z miliona kawałków. W trosce o jednorodność systemu zatem, uwalnianie go od słabych punktów powstających w miejscach wszelkich złączeń Junji Kimura eliminuje wszelkie punkty osłabiające ten system. NIE LUTUJE końcówek kabli, nie przechodzi z miedzi na złoto, z tytanu na uran, czy z masła na margarynę. Łączy punkt A z punktem B jednym przewodem. Dla właściwego docisku – jeśli to potrzebne - stosuje końcówki ze specjalnego tworzywa sztucznego, wolnego od składników zawierających pierwiastki metali. Najlepiej jednak – sugeruje – użyć tego kabelka bezpośrednio łącząc klemy jednego urządzenia z zaciskami drugiego. Można też "na zapałkę". Ważne, by element trzeci połączenia, owo spoiwo - był technicznie obojętny (np. zapałka zamiast cyny). To tyle słów mądrych co oczywistych, jak w każdej katechezie. Pora na „tacę”. Proszę za wyznacznik przyjąć cenę metra przewodu (w rzeczywistości otrzymają Państwo zawsze 1, 1 m). I proszę, bardzo proszę cieszyć się pięknym dźwiękiem. Proszę wybiec na trawę pełną porannej rosy, proszę paść na pulchny śnieg, wtulić się w rozpalony nadmorski piasek. Lubią to Państwo? To dlaczego odmawiacie sobie porównywalnej przyjemności, w tym przypadku - dla ucha? Szczegóły techniczne i technologiczne - podaję podstawowe. Drucik jest tak mały, a materiału w nim tak niewiele, za to tajemnica – nieogarniona. Jeśli smakuje Państwu ta kopa pierogów, to czy zastanawiają się Państwo, skąd pochodziła właścicielka pola, która sprzedała je rolnikowi, by ten wydzierżawił je sąsiadowi, co on posiał na nim zboże, które gminni żniwiarze zebrali a ziarna młynarz, któremu się właśnie bliźniaki urodziły zmełł na mąkę. Itd. itp. Boże, jak audiofile uwielbiają te szczegóły! Nie będę tego robił, a niedowiarków odsyłam do Internetu.

 

Razem z tą płytą inni Melomani kupowali: