Czterech muzyków dmie w stroiki instrumentów dmuchanych przełamując granice pomiędzy bopem, bluesem i jazzem nowoczesnym grając nie tylko na saksofonach, ale również klarnetach i fletach. Brzmienie Mapleshade... Podobnego nie znajdą Państwo nigdzie indziej na świecie. Czym się wyróżnia? Brutalną, wręcz porażającą prawdą naturalnego brzmienia. Dźwięki instrumentów brzmią zrazu niecodziennie. Uzupełnia je genialna wprost scena. Muzycy grają razem, patrzą sobie w oczy, gestykulują, podkreślają emocje gestami, minami, pozą ciała. Wzajemnie się motywują, dialogują. I to słychać w sposób wręcz namacalny. Bo ta właśnie realność lub realizm to kolejny element zaskoczenia od pierwszych sekund odsłuchu tych nagrań. Wszyscy Państwo poczują metafizyczne drgniecie organizmu. Całego, warz z nim i duszy. Bo nie są Państwo przygotowani na dźwięk tak NATURALNY. I idę o zakład... O zakład, ze po kilku sekundach poczują Państwo lekką dezorientację. Nie będą Państwo wiedzieli, co jest tu ważniejsze: brzmienie czy treść. Al;bo: treść ma znaczenie wtórne wobec takiego brzmienia! Jest też trzecia możlwość: cóż za treść! Ileż zyskuje muzyka dzięki TAKIEMU brzmieniu! Prym wiodą słoniowate saksofony basowe, które niezrównanie budują aranżacje i improwizacje – dowcipnie upiększając harmonie dźwięków przy wydatnym współudziale zaproszonych gości: pianistów Rana Blake’a i Franka Kimbrougha, perkusisty Paula Murphy’ego oraz basisty Bena Allisona. Muzycy szturmem prześcigają się w improwizacjach rozpoczynając od bardziej rozkołysanego utworu C.Mingusa, by następnie ostudzić nasze emocje w tytułowym utworze balladowym „A Otuch Of Evil” i ponownie rozgrzać w zwykłym bluesie z domieszką szaleństwa. Zespół Windmill oferuje nam zadziwiającą paletę pomysłów dźwiękowych, pełną ostentacji grę z domieszką eksperymentu.” – za magazynem Jazz Times. (BL).