Ta strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek (cookies) do poprawnego działania. Więcej informacji na stronie Polityka Prywatności. Zamknij.

Logowanie

Bill Evans

Portrait In Jazz

Bill Evans Trio - Portrait In Jazz 01. Come Rain Or Come Shine (3:24) 02. Autumn Leaves (6:01) 03. Autumn Leaves [mono] (5:26) 04. Witchcraft (4:38) 05. When I Fall In Love (4:57) 06. Perl's Scope (3:16) 07. What Is This Thing Called Love? (4:37) 08. Spring Is Here (5:10) 09. Someday My Prince Will Come (4:57) 10. Blue In Green [take 3] (5:26) 11. Blue In Green [take 2] (4:26)
  • Bill Evans - piano

Produkt w tej chwili niedostępny.

ULTRADISC ONE STEP LP - Edycja Limitowana, numerowana

Musicians: Bill Evans, piano Scott LaFaro, bass Paul Motian, drums Mastered from the Original Master Tapes with Mobile Fidelity's One-Step Process: Portrait in Jazz UD1S 180g 45RPM 2LP Box Set the Ultimate Analog Version of Bill Evans' Studio Breakthrough Luxurious Packaging Includes Opulent Box, Foil-Stamped Jackets, MoFi SuperVinyl LPs Pressed at RTI: Keepsake Edition Strictly Limited to 6,000 Numbered Copies 1960 Album Marks the Birth of the Modern Piano Trio: Bass Assumes a Lead Role for the First Time in History, Prized Group Plays with Resplendent Soulfulness, Poetic Modality, and Sublime Empathy It's impossible to exaggerate the stature, brilliance, and splendor of Bill Evans' Portrait in Jazz. The result of Evans having collaborated just eight months prior with Miles Davis, John Coltrane, and company on the watershed Kind of Blue and soon after finding a bassist (Scott LaFaro) who suited his style and boasted world-class chops, the 1960 album established the standard that all similarly configured jazz trios continue to follow. This is the moment the bass, until then relegated to accompaniment status, gets an equal say in the compositions with the piano. That Evans, LaFaro, and drummer Paul Motian deliver each passage with resplendent soulfulness, poetic modality, and sublime empathy only adds to its charm. Not to mention Orrin Keepnews' demonstration-quality production that now sounds utterly transcendent. Mastered from the original master tapes, pressed at RTI on MoFi SuperVinyl, and strictly limited to 6,000 numbered copies, Mobile Fidelity's opulent UD1S (UltraDisc One-Step) box set provides sonic and tactile experiences that match the quality of the music within Evans' studio breakthrough. You'll enjoy deep-black backgrounds, pointillistic details, and staggering dynamics. Experienced via UD1S, Portrait in Jazz places Evans and his esteemed colleagues in your listening room. Every note, harmonic, and movement captured by the microphones are reproduced with exquisite accuracy and wowing clarity. Close your eyes and you're practically at Reeves Sound Studios in New York City in late December 1959. The lavish packaging and luxurious presentation of Mobile Fidelity's Portrait in Jazz UD1S pressing befit its extremely select status. Housed in a deluxe box, the collectible version contains special foil-stamped jackets and faithful-to-the-original graphics that illuminate the splendor of the recording. Aurally and visually, it exists a curatorial artifact meant to be preserved, poured over, touched, and examined. It is made for discerning listeners that prize sound quality and creativity, and who desire to fully immerse themselves in the art – and everything involved with the album, from the images to the textures and liner notes. Pored over by generations of listeners and musicians alike to grasp the group's then-revolutionary approach, high-wire interplay, and seamless chemistry, Portrait in Jazz retains a blend of timeless classicism and forward-looking modernism that makes it as revered now as it was nearly six decades ago. The three instrumentalists operate in complete unison and achieve supreme democratic balance. Expressing their intent via shared conversations, they alight on sublime pieces flush with thematic discovery, swing-based dialogue, and raw feeling. Writing for The Penguin Guide to Jazz, Richard Cook and Brian Morton attempt to put it all into context: "The bassist's melodic sensitivity and insinuating sound flowed between Evans and Motian like water...the playing of the three men is so sympathetic that it set a universal standard for the piano-bass-drums setup [that] has persisted to this day." Indeed, hearing Evans and his mates put their signature stamp on standards ("Come Rain or Come Shine," "Witchcraft," "Autumn Leaves") and originals ("Peri's Scope," "Blue in Green") is akin to witnessing new trails blazed for generations to come. Their Evans-deemed "simultaneous improvisation" teems with freshness and sensitivity, their rhythms and lines pregnant with an irresistible combination of vulnerability, confidence, energy, and elan. To even think Portrait in Jazz marked the first session with LaFaro boggles the mind. To then consider the man Evans credited as "more or less the father or the wellspring of modern players" would be dead 18 months after completing the record in the studio invokes a cascade of emotions – and lends even greater gravitas to the work's import. History only allows for so many "firsts." Portrait in Jazz claims such a designation. It meets every definition of must-have and you'll never hold or hear a better copy than Mobile Fidelity's UD1S edition. Moje umiejętności i kwalifikacje perswazyjne oceniam bardzo wysoko. Może aspekt merytoryczny pominę, a odniosę się jedynie do częstości i częstotliwości wyjaśniania braci audiofilskiej, co to jest ‘sak’, rozpoznawany przez innych jako ‘sacd’ czy też deszyfrowania formatów typu xrcd, K2HD etc. Informacje w całym Internecie nie mają tu żadnego znaczenia. Komu chciałoby się to wszystko czytać! A tym bardziej zrozumieć. Ważne, czy na moim kołowrotku o symbolu 5TuY89zx55 ta płyta XRCD pójdzie, czy nie pójdzie? Tu uwaga językowa. Czy płyta CD idzie? W gruncie rzeczy – kręci się – to jasne. Ale niektórzy maryniści i szantymeni nierzadko wołają: ‘idzie statek do Hull’. A przecież on płynie. Więc może warto poczynić tu jednak jakieś językowe rozgraniczenie odnoszące się do pól semantycznych wybranych słów i zamiast ‘płyta pójdzie`’ – piszmy: ‘płyta pujdzie”. O ile z pisownią pujdzie nam szybko, to jak rzecz rozgraniczyć w wymowie? Jak wyjaśnić istotę nowego zjawiska na naszym rynku audiofilskim, prosto z Mobile Fidelity, gdzie zaczęto produkcję winyli One-Step-LP? To proste. Oczywiście, wszystko Państwu powiem. Wiem, o co chodzi. Dziś wytwarzanie winyli odbywa się tak, jak gdybyśmy trzymaną w lewej dłoni kromkę chleba posmarowali masłem, przyłożyli do niej trzymaną właśnie w dłoni prawej drugą kromkę w celu przeniesienia na nią masła. Ok. Mamy więc w prawej ręce pajdowy stempel, wykonany ze wzorca sznitki-matki. Teraz z tego stempla (prawa dłoń) odciskamy masło na skibkę do konsumpcji… No właśnie, podziwiam Pańską spostrzegawczość, przydałaby się jeszcze jedna ręka… I powtarzamy tę czynność razy trzy, osiemnaście, siedemdziesiąt, dwa tysiące. Tyle płyt ile chcemy mieć w danym nakładzie. Mam nadzieję, że nie pominąłem tu żadnego etapu tworzenia glonków. Tak właśnie produkuje się płyty LP. Z taśmy matki robimy na ‘lakierze’ (aluminiowy talerz z twardym tworzywem zwanym często po polskiemu – lakierem) rowkową kopię nagrania muzycznego. Ten lacquer disc pokrywamy azotanem srebra. Całość wędruje do komory galwanizacyjnej. Podążamy? Z komory wyłania się tzw. niklowy negatyw. W fachowej terminologii – ojciec-master (metal master). Jest on negatywem struktury rowków płyty winylowej. Tworzymy więc z niego metalowy pozytyw tychże rowków, określany terminem matka-master (metal mother). I dzieło stworzenia zakończone. Matka-master, na wzór biblijnej Ewy, odciska się na setkach, tysiącach winylowych kopii. Ów stamper, jak mówi się w branży o matce – jest właściwie echem wyrytego zapisu z taśmy magnetofonowej. No ale matka nieustannie się zużywa. W efekcie – każda kolejna kopia z matki jest mniej podobna do pierworodnego winylo-dziecięcia. One-Step-LP zrywa z teorią Darwina, przeczy logice prokreacji, zadaje w jakimś sensie kłam niektórym aspektom genderowym. Bo oto ta technologia eliminuje matkę. To znaczy… ojca. OK. W miejsce obu – pojawia się On. One-Step-LP. Nacięty ‘lakier’ zamienia się od razu w stempel do odciskania krążków dla Państwa. Maksymalnie 500 z jednego ‘lakieru’. I znów robi się lakier, i znów 500 plus odciśnięć, które muszą być zweryfikowane, porównane z taśmą źródłową. Może się więc zdarzyć, że płyta z partii 3500-4000 będzie się brzmieniowo różniła od krążka z numerem 1000-1500. Ponadto – masa winylowa tych One-Step-LP nie zawiera barwnika węglowego. Szaleństwo! Ceny pierwszych wydań w tej technologii osiągają zawrotne ceny na audiofilskich giełdach. Do reedycji wybrano najlepsze mastery. Nagrania o utwierdzonej audiofilskiej reputacji. Czyli – prawie taśma. Oto kolejny, wielki krok audiofilskiej społeczności, która nie zawaha się wydać każde pieniądze, byle tylko zbliżyć się do oryginału. A przecież można byłoby po tenże oryginał sięgnąć. Na taśmie. No, ale to nie byłby już chyba audiofilzm. Tylko czyta logika i pragmatyka, A ta nikogo nie ekscytuje. >>> Płyty winylowe należy przechowywać WYŁĄCZNIE w NAJLEPSZYCH NA ŚWIECIE koszulkach produkcji legendarnej wytwórni MOBILE FIDELITY. 100% gwarancji na pozbycie się trzasków będących w istocie w 90% efektem ładunków elektrostatycznych a nie uszkodzeń mechanicznych płyty! <<<


>>> Ten zestaw to podstawa każdego toru winylowego! <<<


 

Razem z tą płytą inni Melomani kupowali: