Płyta bez tytułu, ot tak, po prostu...
To już odruch.. Kiedy słyszę violę da gamba – pojawiają się obrazy z ‘Wszystkich poranków świata’. Gdzieś spotkałem zdanie – nuta musi brzmieć tak, jakby umierała... Cóż za doświadczenie musiałoby się kryć za takim stwierdzeniem? A może to tylko maniera? Może wręcz dewiacja, nakazująca w brzmieniu szukać tylko minorów i smęt? Dość, że instrument intryguje, a jeden jego dźwięk, choćby przypadkowy i nieoczekiwany – wprawić może duszę w stan najwyższego rozedrgania. Viola da gamba jest instrumentem, który najlepiej brzmi rzeczywiście w nagraniu analogowym. Mieści w sobie skrzypienie drzwi, pojękiwanie żurawia nad studnią, z której wyciąga wiadro pełne soków ziemi, czystych i orzeźwiających. Jest też wyczuwalny tam jakiś jęk, taki z bólu. Gdy ciało odmawia posłuszeństwa. Jest echo westchnienia za czasem, minionym, nieodwracalnie zacierającym się w pamięci... Straszne jest to co mówię? Po prostu, nazywam rzeczy ich imieniem! Ale czy drzewo pozbawione liści jest brzydkie? Czy uschnięta paproć nie wzbudza naszego nią zainteresowania? Całe lato jest bujna i krzyczy zielenią. Gdy uschnie, na chwilę, zanim spadnie śnieg, który ją unicestwi, coś nam szepce... Ona nie lubi śniegu. Wiedziałeś o tym? No to już wiesz. Albo, czy opustoszały dom, z oknami w których powiewają jeszcze firanki musi być tylko przedsmakiem czegoś neurotycznego? To są przecież obrazy i fragmenty naszego życia. Jedne piękne, inne mniej, ale ważne, by pobudzają, chronią przed znieczuleniem. Jeśli muzyka w owym emocji pobudzaniu odgrywać może jakąś rolę, to dobrze. Dobrze, że jest, że wprawia nas w rezonans... Viola da gamba - jest tu niedościgniona. Płyta , którą przyciskam i stawiam na najbliższej półce. Płyta AAD