Ta strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek (cookies) do poprawnego działania. Więcej informacji na stronie Polityka Prywatności. Zamknij.

Logowanie

Monitory ROGERS

Monitory Rogers LS5/9 - Rok produkcji 2021, zgodne ze standardem BBC

Monitory Rogers LS5/9 - Rok produkcji 2021, zgodne ze standardem BBC image
Galeria okładek

ZamknijGaleria okładek

LS5/9 Specifications · System type: Two way bass reflex · Tweeter: Audax 34mm with phase correction · Mid/Bass: Rogers 210 mm polypropylene cone vinyl surround · Crossover: 3KHz 27 precision element 18dB per Octave · Sensitivity: 89dB for 1W at 1M · Nominal Impedance: 8 Ohms · Power handling: 100 Watts unclipped · Maximum SPL: 106 dBA typical in room · Cabinet: 9mm Birch plywood hardwood battens · Grille: Black Tygan · Finish: Walnut, Rosewood and Olive · Connections: Stereo pair 4mm banana sockets · Dimensions: 460mm x 275mm x 285mm (HxWxD) · Weight: 12Kg (each speaker)

LS5/9 Specifications · System type: Two way bass reflex · Tweeter: Audax 34mm with phase correction · Mid/Bass: Rogers 210 mm polypropylene cone vinyl surround · Crossover: 3KHz 27 precision element 18dB per Octave · Sensitivity: 89dB for 1W at 1M · Nominal Impedance: 8 Ohms · Power handling: 100 Watts unclipped · Maximum SPL: 106 dBA typical in room · Cabinet: 9mm Birch plywood hardwood battens · Grille: Black Tygan · Finish: Walnut, Rosewood and Olive · Connections: Stereo pair 4mm banana sockets · Dimensions: 460mm x 275mm x 285mm (HxWxD) · Weight: 12Kg (each speaker)

  • Monitory ROGERS
Add to Basket

5650.00 EUR

2 monitory:

Nr kat.: LS59_Rosewood
Label  : ROGERS Int.
Add to Basket

5540.00 EUR

2 monitory:

Nr kat.: LS5/9_Olive
Label  : ROGERS Int.
Nośnik w tej chwili niedostępny.

2 monitory:

Nr kat.: LS5/9_Walnut
Label  : ROGERS Int.

Początek nowej ery w reprodukcji naturalnego brzmienia

Od dziś w Zjednoczonym Królestwie Audiofilskim wszystko znów będzie jasne: na tronie najnowsza wersja studyjnych monitorów BBC, skonstruowanych przez Jimma Rogersa, odświeżonych przez Andrew Whittle'a. · Skrzynki z najlepszej 9 mm sklejki z rosyjskiej brzozy · Wszystkie połączenia wykonane z twardego drewna, za pomocą kołków bukowych · Fornir z najszlachetniejszych okazów drewna · Wnętrze skutecznie wytłumione panelami bitumicznymi · Piękna czarna osłona driverów typu Tygan · Standardowo wykończenie: orzech, palisander i oliwka · Inne wykończenia na specjalne zamówienie, zgodne z tabelą kolorów RAL · Podłączenie typu Single wire, gniazda 4mm Multi-Contact · Gniazda posrebrzane Głośniki Rogers LS5 / 9 Classic z regulacją poziomu wysokich częstotliwości (ustawianą za pomocą przełączników skokowych rezystora) dla optymalnego dopasowania. Idealnie sprawdzą się jako głośniki studyjne i masteringowe. W domu - dadzą słuchaczowi wierny obraz zapisu studyjnego. · Najnowsza wersja 34 mm głośnika wysokotonowego Audax HD34 · Głośnik wysokotonowy został zmodyfikowany w laboratorium Rogersa · Średnica i bas są obsługiwane przez głośnik niskotonowy 210 mm, zaprojektowany przez Rogersa · Całkowicie nowatorska konstrukcja stożka środkowego · Każdy element wykonany i dopasowany ręcznie w Wielkiej Brytanii · Najbardziej rewolucyjne rozwiązania w zwrotnicy. Jednowarstwowa płytka z włókna szklanego o grubości jednej uncji z miedzi · Sekwencjonowanie częstotliwości poprzez dziesięć elementów reaktywnych · 17 rezystorów · Metalizowane kondensatory wysokiego napięcia · Wszystkie elementy lutowane ręcznie srebrnym lutem · Precyzyjna regulacja poziom wysokiej częstotliwości gwarantuje idealne parowanie głośników Hm… Jakim słowem rozpocząć? Bum? Plask? Bing? OK. Niech każdy zacznie, jak chce. W kilku zdaniach nakieruję Państwa jedynie… Proszę wskazać słowo na określenie stanu świadomości w momencie, gdy oto niespodziewanie wpadamy do… oceanu lodowatego. Czyli takie: chlup!? Przeanalizujmy nasz stan. W tymże oceanie. Oczy – w jednej sekundzie, jak w starym analogowym kinie, widzą urywający się na ekranie kadr celuloidowej taśmy filmowej. Jakby oleodruk zawieszony na ścianie nagle się przekrzywił i po sekundzie – spadł na podłogę. W oczach – pojawia się teraz biel. Pustka. Ale zmysły ze sobą współpracują. Jeden uzupełnia lub stara się zastępować kolegę. W naszym wpadaniu do oceanu lodowatego na scenę wkracza słuch. Dominującym doznaniem staje się w tym momencie odgłos plusku, plaśnięcia, chlapnięcia. Pozostałe receptory już się swojej roli doczekać nie mogą. Poprzez skórę, w odkrytych miejscach ciała dociera do naszej świadomości uczucie zetknięcia z innym medium. Ciepłe powietrze ucieka przed wdzierającą się wszędzie wodą. Wodą zimną. Lodowatą. Jak prąd – paraliżującą. A więc uwerturę mamy za sobą. Teraz rozpoczyna się melodia właściwa. Już wiemy, co się stało. Otwieramy oczy, zamiast pięknych krajobrazów, lewitujemy pośród wód oceanu, bulgocących pęcherzami powietrza. Jesteśmy pod wodą. To sygnał dla płuc. Spokojnie dotychczas oddychające – nagle chcą wchłonąć całą ziemską atmosferę. Tyle, że nie wiedzą - jak? Ta bowiem - atmosfera tlenowa - została nad powierzchnią Oceanu Lodowatego. Wpadamy w konwulsyjny oceantanz, uruchamiając reakcję najbardziej opatulonych dotychczas członków, zanurzonych w owodni wypełniającej np. gacie czy podkoszulek, do których wobec naszych konwulsyjnych ruchów dostaje się już przejmuąco zimna trucizna oceanicznego medium. W uszach – kulminacja z ravelowego Bolera. Łomot, łoskot, trzask, prask i ekstaza! Wyrywamy się ponad powierzchnię wody. Uświadamiamy sobie w całej okazałości nasz beznadziejny stan - wpa w ciuchach w wody Oceanu Polarnego. Zbliża się finał. Dzięki mechanizmom przewodnictwa. Przy okazji – wiedzą Państwo, dlaczego tyją? Bo u każdego z nas występują różnice w prędkości przewodnictwa nerwowego. Napełniony pierogami żołądek wysyła sygnał do mózgu: dość! Zamknij dziób i skończ jedzenie. Ale… ta informacja, z żołądka do mózgu idzie (sic!) około piętnastu minut. Bywa, że dwadzieścia pięć. To pozwala nam pakować do żołądka kolejne wsady. Zatem – lodowata woda razi śmiertelnym chłodem końcówki nerwowe, np. lędźwiowe, ale mózg dowie się o tym dramacie dopiero za jakiś czas. Ale jak się już dowie, to… Ciąg dalszy tej analizy pozostawiam inwencji Państwa. Domyślam się, że jedni złagodzą dramatyzm sytuacji, inni – wzmocnią go nieco, jeśli będą myśleli, że owo nieszczęście przytrafiało się naszemu sąsiadowi albo lepiej – szefowi z pracy. Nie bez znaczenia będzie fakt, jaki farsz mają wspomniane pierogi. Wiem jedno. Wiem, że powyższe doświadczenie zaczęło się u mnie od sms-a. Oto kurier już otwierał drzwi furgonetki, już rozsuwał wcześniej podjęte paczki by zrobić miejsce na kolejne kartony, gdy w Audio Note zamykano ostatnie kartony z moim „Oceanem Lodowatym”, którego dla potrzeb dalszej opowieści nazywać będę LS5/9. Dla formalności dodam, że przed owym symbolem należy dopisać nazwę producenta: Rogers. I teraz do powyższej opowieści, w miejsce Oceanu Lodowatego podłóżmy nowego bohatera. Zaczynam: otrzymuję SMS – kurier potwierdza, że odebrał od nadawcy przesyłkę z Rogers LS5/9. Czyli – w naszej opowieści – wpadamy do oceanu lodowatego. Przesyłka dociera, wyjmujemy pachnące lakierem głośniki, podłączamy i… Tu jesteśmy już w środku aktu drugiego naszej story. Wydobywająca się z głośników muzyka, swoim brzmieniem, od pierwszego taktu, bez żadnej magii wygrzewania, co w kontekście Oceanu Lodowatego brzmi jednak groteskowo – a więc ta wydobywająca się muzyka zaczyna stymulować wspomniane także wcześniej członki. Ale z jakim skutkiem owa stymulacja przebiega! Nigdy byśmy wcześniej nie przypuszczali, że może dojść do takiej erekcji! Zmysłów! Ludzie! (tu zaczynamy konwulsyjnie wydostawać się na powierzchnię). W tym czasie, brzmienie Rogers LS5/9 dopełnia dzieła całkowitego resetu i formatu naszych dotychczasowych doświadczeń i wyobrażeń o dźwięku idealnym. Dźwięk z tych głośników, niczym boska cząstka – przenika nas w sposób, którego nie da się już cofnąć. Brzmienie, niczym tatuaż na mózgu, i to całym, wraz z przyległościami obejmującymi nasadę języka, próchniejącą ósemkę, której nie usuwamy, bo jak tu pozbyć się zęba mądrości oraz tego pypcia nad lewą powieką, na którego nasza żona reaguje zawsze tak sami: „już patrzeć na cię nie mogę, dziadu jeden, zadbałbyś o siebie, a nie tylko w kółko te płyty słuchał i słuchał. Co ja w nim widziałam…”! Tu na marginesie kolejny aspekt cywilizacyjnego dramatu. No, kogo z Państwa kobita wybrała ze względu na muzyczne, pardon, audiofilskie zamiłowania? Każda uważała je za niewinne dziwactwo nie przypuszczając – o, nieszczęsne, - że to skaza gorsza niż dwie lewe nogi. A, nie, nie pomyliłem się. Ręce to audiofile raczej z natury mają takie właśnie, jedno ukierunkowane. Porażony dźwiękiem - siedzę i wyliczam moje głośnikowe przygody… Takie, takie, potem tamte, jeszcze te, oczywiście one inne także. Wszystkie najważniejsze – miałem lub słuchałem. I ciśnie się na usta słowo: hosanna! Jak to dobrze, że żadnych z tych głośników nie zatrzymałem. Że stanowią dla mnie zamkniętą przeszłość. Bo otom się na nowo narodził. Mam LS5/9 w moim zbiorze historycznym, mam znakomite siódemki Rogersa, z twiterami „i” oraz „t”. Brzmią fantastycznie, może kiedyś prezentowały się jeszcze lepiej, ale wobec tej ich nowej inkarnacji – Rogers LS5/9 - wszystkie inne głośniki na świecie – zamieniają w owe pokraczne pęcherzyki powietrzne wbite w oceaniczną toń, naszym w nią wpadnięciem. Cechą gina najważniejszą jest to, że dzięki Aladynowi uwolnił się od… butelki. Ach ten język polski, taki niejednoznaczny. Nie idzie mi o alkoholizm gina, proszę pana, ale o fakt, że butelka nadawała mu kształt i wymiar. Wyzwolony – stał się tak plastyczny jak ton płynący z najnowszej konstrukcji Andrew Witthle’a, który obecnie reaktywuje markę Rogers. Dźwięk? Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek nie jest w stanie wymyślić, a potem opisać coś, co wcześniej nie istniało lub czego osobiście nie doznał lub nie ujrzał. Jeśli więc będę się rozpisywał o dźwięku z tych głośników, jedni z otwartą gębą czytać będą każdą przerwę między literami, a inni powiedzą – bajdurzy. I zgodzę się z tymi drugimi. No bo jak ze słów zbudować głośnik, a co dopiero jego walor brzmieniowy? No, nie da się. Trzeba to usłyszeć, a potem można coś powiedzieć. Takie audiofilskie „błle”, z akcentem na „ł”. Jedno mogę powiedzieć: jestem pierwszy pośród was, który ten dźwięk słyszy. Z głośników o numerze seryjnym 011. Wierny od dziesięcioleci goodmansom, lowtherom, rogersom, leakom – oszukany i zwiedziony obietnicami wielkich marek i nadymanych producentów, upaprany brzmieniowym błotem z okazałych skrzyń – wracam na łono rogersowego ładu i porządku. Stabilnego i wolnego zarazem od jakichkolwiek ograniczeń. Harmonijnie współegzystującego z naturą. Ten dźwięk jest tak naturalny jak prawdziwy może być śpiew skowronka czy szum strumienia. Jest skończenie naturalny. Wątpią Państwo? To proszę skowronkowi wsadzić bateryjkę w ten, no, jak to tam się nazywa… I co – będzie śpiewał cyfrowo? Tak, ma Pan rację, wypuści flac. I tyle będzie z naszego skowronka. Starczy. Czekam na ten moment, kiedy słowo zamieni się w internecie w wartość fizykalnie realną, oddziałującą i dotykalną. Zapanuje wówczas nad światem błogi analfabetyzm, ale w zamian każdy, miast czytać takie bajdurki jak ta, słuchać będzie brzmienia głośników Rogers LS5/9 w jego najczystszej, niemal natywnej postaci. Kiedy organizm, uruchamia całą swoją energetykę, by wypchnąć chłód oceanu lodowatego, a odbywać się to winno po zrzuceniu z siebie mokrych ciuchów. Widomą oznaką walki z chłodem jest… para. Wszystkie członki, może z wyjątkiem jednego, prężą się i rozpychają by ukryte rezerwy termo energii wycelować w chłód. Można wówczas schudnąć o kilka kilogramów! Wiem coś o tym. Powstaje wówczas parujący wrak audiofila… Tak właśnie każdy z Państwa będzie wyglądał po pierwszych minutach odsłuchu tych głośników. Przypomnę: Rogers LS5/9. Na koniec - cios wyprzedzający. Tak jest panie J, panie K oraz Państwo WW. Nie zaparłem się mojego wcześniejszego kaznodziejstwa, nie zdradziłem bożka jakim był i jest dla mnie Rogers LS3/5a. Monitorek, który w wydaniu Rogersa nie ma sobie równych pośród innych producentów LS3/5a. Jest, był ci on i będzie u mnie numerem jeden. Reprodukuje on bowiem pełne pasmo brzmienia naturalnego, akustycznego. Bo nie jest przecież źródłem analogowego brzmienia elektryczna gitara basowa. Nie mają z takim dźwiękiem nic wspólnego elektryczne instrumenty klawiszowe. Elektryczna perkusja! Generowany przez nie pocisk niskich tonów nie ma nic wspólnego z naturalnym, akustycznym, analogowym brzmieniem. To tak jak Pana rosół skonfrontowany z symfonią smaku rosołu naszej ukochanej babci. Jest jedynie wywarem z hodowlanego kurczaka zanurzonego w gorącej wodzie z dodatkiem torebki pełnej smakowych chemikaliów. Sorry, wzbiera mnie na …. tak, niech się Pan lekko przesunie. Tak będzie bezpieczniej. Rogers LS3/5a w cudowny sposób cywilizuje dźwięk, jakby jakiś filtr – pacyfikuje częstotliwości syntetyczne, spreparowane, eksponując brzmienie naturalne. Będzie z całą elegancją i kulturą wyławiać ze wszystkich plastikowo-elektrycznych instrumentów częstotliwości zbliżone do naturalnych. Takie szlachetne szalbierstwo. Coś jakby… Obnaży każde nagranie kiepskie, zaszpachlowane zabiegami mikserskimi. LS5/9 poradzi sobie z tymi dźwiękami bardziej dyplomatycznie. W określonym zakresie POZA sferą dedykowaną wyłącznie dla brzmienia naturalnego – odtworzy je dokonując procesu podobnego do walki z analfabetyzmem. Czyli – bez słowa – pokazywać będzie w całej rajskiej nagości nagrania zrealizowane zgodnie ze sztuką, a nie napakowane elektrycznością, by ta pobudzała głośniki nawet z żeliwną membraną. Odrzuci i zdemaskuje nagrania złe. Właśnie wysłuchałem ulubiony fragment na LS3/5a. Perełka. Podłączam LS5/9 – i mam… perłę. Jakby LS3/5a wstawiony w większą ramę, z pełniejszą dynamiką, wybrzmieniem potrzebnym do wypełnienia większego pomieszczenia. Czy ma więcej walorów, szczegółów, przestrzeni? Tak, ale generowanych pantograficznie! Uczciwie. LS3/5a oraz LS5/9 zamienią nas w koalę, który to miś na ciągłem haju dzięki czystej brzmieniowo heroiny, gdyby posmakował szczypiorku w postaci innych głośników, doznałby szoku anafilaktycznego w jego audiofilskiej postaci. Teraz wrzucam do czytnika płytę najczęściej przez Państwa kupowaną. Płytę płyt. Taki muzyczny paprykarz szczeciński. Nikt nie wie, co w nim jest, ale każdy się nim zajada. I LS3/5a pokazuje od razu te fragmenty szkieletów śledzi i flądr zapaplanych w sosie pomidorowym, posypane trocinami ryżu i kaszy zebranej z podłogi. Czysty audiofilizm! Zero naturalnego brzmienia. Ale jest rytm, nabijany jakby osiłek kamiennym toporem w łeb sąsiada walił: ram pam pam bam, ram pam pam bam. O, już Pana bierze? LS5/9 – podobnie, ale z większym i mocniejszym efektem to obnażenie NIEANALOGOWOŚCI brzmienia zaprezentuje. Ale żeby to dostrzec, trzeba – panie kochanku, mieć oczy w uszach. A Pan, gdzie je ma? Nie oczy, uszy! Tak myślałem. Trzeba mieć w głowie wzorzec brzmienia analogowego, naturalnego. Z filharmonii, z koncertu akustycznego, z recitalu skrzypka, pianisty, gitarzysty. A Pan ma ten wzorzec? Wiem, wiem, wołami Pana do filharmonii nikt nie zaciągnie. Tym bardziej, że o woła dziś raczej ciężko. Dlatego te głośniki: LS3/5a oraz LS5/9 dać Państwu mogą namiastkę dźwięku naturalnego. Taką filharmonię domową. Czysty horror, co? Wzorem mistrza suspensu, Alfreda Hitchcocka zakończę słowami: Good Night, uzupełniając je słowami z tytułu innego znakomitego i również ulubionego filmu: Good Luck. Co razem daje: Good Night and Good Luck.