Ta strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek (cookies) do poprawnego działania. Więcej informacji na stronie Polityka Prywatności. Zamknij.

Logowanie

EternalArts

Przedwzmacniacz HLO oraz wzmacniacz słuchawkowy

Przedwzmacniacz HLO oraz wzmacniacz słuchawkowy image
Galeria okładek

ZamknijGaleria okładek

Specyfikacja (wg producenta):

Impedancja wejściowa: > 20 kΩ

Impedancja wyjściowa przedwzmacniacza: 300 Ω

Słuchawki: >20 Ω / >300 Ω przełączane

Pasmo przenoszenia: 6 Hz – 40.000 Hz +- 0,5 dB

Zniekształcenia (1 kHz, 400mVs): ≤ 0,4%

S/N: > 87 dB

Wymiary: 13.5 (S) x 17 (W) x 31.5 cm (G)

Waga: 3,9 kg netto

Specyfikacja (wg producenta):

Impedancja wejściowa: > 20 kΩ

Impedancja wyjściowa przedwzmacniacza: 300 Ω

Słuchawki: >20 Ω / >300 Ω przełączane

Pasmo przenoszenia: 6 Hz – 40.000 Hz +- 0,5 dB

Zniekształcenia (1 kHz, 400mVs): ≤ 0,4%

S/N: > 87 dB

Wymiary: 13.5 (S) x 17 (W) x 31.5 cm (G)

Waga: 3,9 kg netto

  • EternalArts - producent
Add to Basket

2900.00 EUR

przedwzmacniacz:

Nr kat.: HLP
Label  : EternalArts (Niemcy)

Eternal - wieczny, wiekuisty, odwieczny, niezmienny...

Klawe jest życie recenzenta. Nowości, nowinki, cacynki, och, uch, ech, pach! Ale też tragiczne i przenicowane emocjami. I tylko jednostki silne (lub całkowicie przezroczyste) wychodzą obronną ręką z każdej próby bezpośredniego, morderczego w czasie i nieograniczonego we wnikliwości opisywania, porównywania sprzętu audio. Podobnie jak inżynierowie i konstruktorzy, którzy w nie mniej hipnotycznym stanie nieustannie testują i sprawdzają stopień uzyskania takiej reprodukcji nagranych dźwięków, by zwierciadlanie odbijały źródło. Jakież to szczęście, że nie jestem ani konstruktorem ani recenzentem. Ale w stopniu równie nieokrzesanym jak tamte dwie profesje – gotów jestem rzucić się na krwawy, ciepły jeszcze, świeży i parujący życiem kawałek muzycznego mięsa. Nagrania DECCi w technologii ffrr, Living Stereo, zapis prezentacji niemieckich artystów w studiu RIAS w Berlinie, tuż po drugiej wojnie światowej, przy wykorzystaniu magnetofonów z taśmą przesuwającą się przed głowicą z prędkością 76 cm/s... Nagrania te (cóż za ironia losu! Realizatorzy nie usłyszeli ich walorów z braku aparatury odtwarzającej dorównującej sprzętowi nagraniowemu), często monofoniczne – są skończenie doskonałe, jakby ręcznie na taśmie wykuwane, wyszlifowane, wypolerowane, przestrzenne i co dla mnie najważniejsze – „śpiewne”. Nie znajduję innego słowa, choć i to jest szalenie mylące. Co mam na myśli? Ano to, co w równie doskonałym zakresie słychać z plików DSD256 dekodowanych przez najnowszą wersję muscibooków niemieckiej firmy Lindemann. Wyjaśnię to tak... Na 99,9% nagrań brzemienia poszczególnych instrumentów, jeśli w ogóle daje się je usłyszeć przypominają zapis alfabetem Morse’a. Kropka, kreska. Z tą różnicą, że każda kropka jest większa, a kreska krótsza albo odwrotnie – kropka niczym kleks, a kreska jak rysa na szkle, wykonana diamentem. Klasyczny dowód zbrodni. Dr Burkhardt Schwabe jak mało kto czuje analog, lampę, a wzory brzmienia ma w uchu mentalnym wyryte na wsze czasy, niczym rysunki naskalne w Lascaux. Współtwórca bodaj najsłynniejszych słuchawek i wzmacniaczy do nich dedykowanych – dzięki swojemu HLP zamienia muzyczny alfabet Morse’a na finezyjny, pełen niuansów i odcieni translator emocji. Na niekończące się fraktale emocji. To one targają duszę artysty, gdy w studiu, przed mikrofonem lub w koncertowej sali „wyśpiewuje” boskie uśmiechy Stwórcy, zadowolonego ze swego dzieła. Dzieła, które kompozytor zapisał nutami, a artysta je wykonujący i słuchacze tacy jak my... (ups, czym się aby jednak trochę nie rozpędził?), dzięki urządzeniom takim jak HLP wysłuchali – dołączając tym samym do owego grona sommelierów muzycznego wina z najszlachetniejszych szczepów. I to nie tylko w dniu siódmym, po skończeniu dzieła, które było miłe jego Stwórcy, ale dnia każdego, i po wielokroć, a nawet więcej razy. Pan Marek Dyba, HiFi Knight – pozwolę sobie dodać: Pierwszy (powitajmy nowe recenzenckie księstwo w naszej krainie, w którym panuje zgodny rząd dwóch książąt), przenicował HLP tak w kwestiach technicznych jak i właśnie majestatycznych, bo sięgających najwyższych sfer naszego odczuwania. Oto kilka wybranych cytatów: Słuchanie zacząłem od płyty Patricii Barber („Verve”) w DSD64 (...). Po pierwsze, przestrzenność grania. (...) Rzecz oczywiście nie w „hektarach” przestrzeni jakie da się uzyskać na kolumnach, ale w wyjątkowo dużej, znakomicie poukładanej scenie (jeszcze raz podkreślę – jak na odsłuch słuchawkowy). *** Druga cecha to natychmiastowość ataku. Płyty pani Barber nagrywane są w iście audiofilskiej jakości i jeśli tylko sprzęt je odtwarzający pozwala, brzmią znakomicie. W tym przypadku moją uwagę zwróciła owa natychmiastowość każdego uderzenia pałeczki czy to w bęben, czy w talerz, czy jedną z wielu przeszkadzajek. Może się wydawać, że sprawa jest prosta – kontakt pałeczki z jednym z tych elementów zawsze jest przecież krótki. To fakt, ale gdy usłyszy się opisywany przeze mnie efekt na sprzęcie audio natychmiast przywodzi on na myśl to, co słyszy się na koncercie i dopiero wówczas człowiek sobie uświadamia, że wcześniej (na innym sprzęcie) wcale to tak nie brzmiało. Rozdzielczość to bardzo mocna strona tego urządzenia, a towarzyszą jej czystość i transparentność dźwięku. Wiem, że te ostatnie niekoniecznie kojarzą się z urządzeniami lampowymi (nie do końca słusznie, bo wysokiej klasy urządzenia lampowe potrafią w tym względzie bardzo dużo), ale w tym przypadku jest inaczej. Pozwala to śledzić ogromną ilość detali i subtelności, najmniejsze zmiany barwy, czy dynamiki, a to wszystko sprawia, że dostajemy bardzo bogatą, pełną i precyzyjną prezentację. Kolejna płytą był klasyk klasyków, czyli „Dark side of the moon” Floydów także grany z pliku DSD64. Nie sposób było nie docenić ogromnych możliwości tego zestawu (HLP + LCD-4) w zakresie kreowania wyjątkowego obrazu muzyki, wspartego mnóstwem „przestrzennych efektów specjalnych”, że tak to ujmę. Początek „Money” i odgłosy dochodzące na przemian z dwóch kanałów kompletnie mnie zaskoczyły – próbowałem sobie bowiem przypomnieć jakiekolwiek inne zestawienie aż tak doskonale separujące lewy i prawy kanał i… nic mi nie przyszło do głowy. Po chwili wszedł bas w środku i zaczęło się granie, ale ja jakoś właśnie o tej separacji zapomnieć nie potrafiłem. Zegary w „Time”, dzięki tak chwalonej już przeze mnie natychmiastowości, stawiały dosłownie do pionu – przy takim budziku w życiu bym nie zaspał (nie żeby mi się to często zdarzało…). Pisałem już, że EternalArts to wzmacniacz o wyjątkowej rozdzielczości, transparentności i czystości? Pisałem. *** Odsłuchy kolejny płyt pokazały jednoznacznie, że HLP to po pierwsze wzmacniacz słuchawkowy z wysokiej półki, a po drugie, że to bardzo uniwersalna maszyna. Spisywał się bowiem znakomicie w muzyce akustycznej, tej nagranej 60 lat temu i tej nagranej zupełnie współcześnie. Jeśli tylko nagranie pozwało, budował ogromną przestrzeń, równie dobrze pokazując odległości w głębokości sceny, jak i w jej szerokości. Dorzucał do tego piękne obrazowanie poszczególnych źródeł pozornych, potrafił różnicować ich wielkość i masę, pokazywać, że to trójwymiarowe, namacalne obiekty zlokalizowane w konkretnym miejscu sceny. Wybornie oddawał barwę i fakturę zarówno instrumentów jak i wokali, dostarczał najdrobniejsze nawet informacje o zmianach barwy, dynamiki, a jednocześnie nie wykazywał żadnej nieśmiałości ani zadyszki gdy przychodziło mu zaprezentować największe nawet, najgwałtowniejsze skoki tej ostatniej. Robił to swobodnie, bez wysiłku zaskakując mnie tym raz po raz nawet w doskonale mi znanych nagraniach. Rozdzielczość, czystość i transparentność prezentacji pozwalały mu wykorzystać maksimum tego, co do zaoferowania mają nagrania wysokiej klasy. Nie znaczy to wcale, że wszystkie brzmiały tak samo, bo różnicowanie tego urządzenia stoi na równie wysokim poziomie, co i wszystkie wymienione do tej pory cechy. Pełny zestaw zalet HLP wykorzystywał gdy przychodziło np. do grania dużej klasyki, czy to symfonicznej, czy moich ulubionych oper. Przy tych ostatnich przydawała się również wyjątkowa ekspresja tego urządzenia, czy raczej jego umiejętność do przekazania emocji wyrażanych przez wykonawców, zarażenia nimi słuchacza przez co nie mogłem się np. oderwać od mojej ukochanej Leontyny Price w roli Carmen. .Całą recenzja - tutaj.

HLP to także klasyczny przedwzmacniacz, który w połączeniu z Magic Eye skonstruowanym także przez dra Schwabe, również z lampami w stopniu końcowym, tworzy parę nie tylko idealnie się uzupełniającą i całkowicie zhomogenizowaną ale w stopniu skończonym wiernie oddającym prawdę nagrania. To rzadki przypadek, by zestaw uzupełniony jeszcze o odtwarzacz... jak dwaj jego kompani także ze stopniem lampowym – w stylu pokerowym przebijają każdą licytację innych konfiguracji high endowych. Te, będące sumą brzmień indywidualnych, zawsze tworzą często smakowity, ale bigos audiofilski. Zazwyczaj niewiele mający wspólnego z walorami nagrania źródłowego. Ale, owszem, często atrakcyjny, preferujący pewne aspekty brzmienia, doskonale akceptowany przez słuchaczy, którzy ważą sobie szczególnie lekce dzieło oryginalne. Towarzysząca takiemu swataniu elementów toru odsłuchowego debata nasycona jest wymyślnymi argumentami, w stylu przypominającym dowcipy o Radiu Erewań, do którego słuchacze kierowali często proste ale i fundamentalnie ważne pytania, takie jak choćby to: Pytanie: W jeziorze Bajkał radzieccy naukowcy złapali nieznaną rybę. Gdy mierzyli ją od głowy do ogona, jej długość wyniosła 4 metry, a gdy od ogona do głowy - 3 metry. Jak to jest możliwe? Odpowiedź na antenie radia: Najzupełniej możliwe - na przykład od poniedziałku do piątku jest pięć dni, a od piątku do poniedziałku tylko 3. W sprawach sprzętu odsłuchowego, ja zawsze wybieram świeży chlebek, chrupiący z równie aromatycznym masłem – wszystko, z jednego pieca! Smacznego!