Zaskoczyły Państwa pierwsze dźwięki? Ta liryka i konfiguracja - wydawać by się mogło - zupełnie do siebie nie pasująca? Ale przecież te dźwięki - chciałoby się powiedzieć - jakby z jednej tradycji wypływają! Elaine Chang to w jakimś stopniu chińska Żanna Biczewskaja. Śpiewa o trudnej, niespełnionej miłości, o tęsknocie i wielkich nadziejach. Sprawach, jakby z najgłębszych zakamarków rosyjskiej duszy! Trudno więc było o lepsze podkreślenie tych przesyconych emocjami opowieści jak nie dyskretnym potakiwaniem bałałajki, zdziwieniem mandoliny i tym rzewnym, stepowym akordem... Natury wrażliwe winny płyty tej słuchać wyłącznie pod opieką i nadzorem osoby ukochanej. Ech...